Ks. abp Romuald Jałbrzykowski (1876-1955)
W materiale sporządzonym w 1955 r. na potrzeby KW PZPR w Białymstoku ks. abp. Romualda Jałbrzykowskiego określono jako tego, który "(...) pod każdym względem pała nienawiścią do Władzy Ludowej. Działa wrogo bez żadnych osłonek i wymusza tak postępować od swych podwładnych. Naprawić go może tylko trumna, a to jest w tym roku nieuniknione". Jak widać, przedstawiciele władz życzyli mu tylko jednego. Ksiądz arcybiskup Romuald Jałbrzykowski cały czas pozostawał wierny swoim zasadom i wytrwale przeciwstawiał się systemowi komunistycznemu.
Urodził się 7 lutego 1876 r. we wsi Łętowo Dąb w powiecie Wysokie Mazowieckie, jako syn Feliksa Antoniego i Rozalii. Była to rodzina drobnoszlachecka, używająca herbu Grabie. Ukończył szkołę elementarną w Kołakach i Gimnazjum Męskie w Łomży. W 1893 r. wstąpił do seminarium duchownego w Sejnach, a święcenia subdiakonatu i diakonatu otrzymał pięć lat później z rąk ks. bp. Antoniego Baranowskiego. Studia kontynuował w Akademii Duchownej w Petersburgu, gdzie też 9 marca 1901 r. przyjął święcenia kapłańskie. Po powrocie do diecezji sejneńskiej został kapelanem ks. bp. Baranowskiego. Był też profesorem seminarium duchownego w Sejnach, którego wicerektorem został w 1908 roku. Już wtedy okazał się znakomitym organizatorem, tworząc stowarzyszenie "Gospodarz", Związek Katolicki, Koło Macierzy Polskiej. Podczas I wojny światowej znalazł się w Mohylewie nad Dnieprem, a następnie w Mińsku.
Odzyskanie przez Polskę niepodległości wprowadziło ogromne zmiany także w jego życiu. 29 lipca 1918 r. został mianowany w Rzymie sufraganem diecezji sejneńskiej z siedzibą w Łomży. Z tym miastem związał też swoje losy na następne lata, kierując Społecznym Komitetem Obrony Łomży podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. oraz zakładając tam seminarium duchowne, kurię i szkoły. To on został też 15 grudnia 1925 r. pierwszym ordynariuszem nowo utworzonej diecezji łomżyńskiej. 7 lutego 1926 r. rada miejska nadała mu tytuł pierwszego honorowego obywatela Łomży. Nie do końca zdążył jednak nacieszyć się nominacją, gdyż z powodu śmierci ks. abp. Jana Cieplaka już 24 czerwca 1926 r. został arcybiskupem metropolitą wileńskim.
Także w tym przypadku w pełnione przez siebie obowiązki zaangażował wszystkie siły, m.in. doprowadzając do odzyskania kilkudziesięciu budynków pozostających w rękach cerkwi prawosławnej i administracji cywilnej. Tworzył nowe dekanaty i parafie, a przy okazji remontu katedry wileńskiej po powodzi przyczynił się do odkrycia grobów królewskich. W seminarium wileńskim wprowadził lektorat z języka litewskiego, co i tak nie uchroniło go przed zarzutami prowadzenia polityki polonizacyjnej. Troszczył się o rozwój Akcji Katolickiej, erygował Instytut Wyższej Wiedzy Religijnej. W dowód uznania w 1937 r. otrzymał Wielką Wstęgę Orderu Odrodzenia Polski.
Po zajęciu Wilna w październiku 1939 r. Litwini doprowadzili do jego odwołania przez Stolicę Apostolską i zastąpienia przez biskupa pomocniczego Mieczysława Reinysa. Po wkroczeniu 22 marca 1942 r. na te tereny Niemców ks. abp Jałbrzykowski został aresztowany i do 1944 r. był internowany w klasztorze Księży Marianów w Mariampolu. Po wkroczeniu Armii Czerwonej próbował na nowo organizować życie religijne archidiecezji. Jednak komunistyczne władze Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej doprowadziły 25 stycznia 1945 r. do jego aresztowania i osadzenia w więzieniu na Łukiszkach. W kwietniu tego roku polecono mu opuścić teren ZSRS i udać się do Polski, gdzie znalazł się 15 lipca.
Między Wilnem a Białymstokiem
Kościół katolicki w Polsce w 1945 r. stanął w obliczu konieczności określenia swojej postawy wobec obcej i w istocie narzuconej siłą władzy. Znalazło to swoje odbicie w sporządzanych w tym okresie raportach Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Białymstoku. Wśród wielu informacji można tam znaleźć opinie, iż stosunek ludności do władz był "nieufny i wyczekujący", czy też stwierdzające, że Kościół pozostawał lojalny, chociaż jednocześnie ostrożny w stosunku do przedstawicieli nowego systemu. Walkę z wrogą wobec Kościoła katolickiego ideologią podjął ks. abp Romuald Jałbrzykowski, w wyniku zmiany granic pozbawiony kontroli nad większą częścią obszaru podległej mu archidiecezji wileńskiej.
Rozpoczynając działalność w kilku pokojach odstąpionych w Białymstoku przez ks. dziekana Aleksandra Chodykę, ksiądz arcybiskup rozpoczął trwający kilka lat proces tworzenia urzędów kościelnych. Między innymi we wrześniu 1945 r. wydał rozporządzenie o organizacji parafialnych oddziałów Caritas, a na czele Archidiecezjalnego Związku postawił proboszcza parafii św. Rocha ks. Adama Abramowicza. 5 stycznia 1946 r. powołał natomiast Radę Administracyjną Archidiecezji, w skład której weszli m.in. księża: Władysław Suszyński, Adam Abramowicz, Franciszek Pieściuk i Stanisław Czyżewski.
Pod nadzorem białostockiego WUBP
Sam ks. abp Jałbrzykowski oraz towarzyszący mu duchowni od chwili przybycia do Białegostoku znaleźli się pod nadzorem rozbudowującego swoje struktury WUBP. To jego funkcjonariusze na podstawie zgromadzonych materiałów stwierdzili, że księża kurialiści ze swoim zwierzchnikiem na czele byli zdecydowanymi wrogami ówczesnej rzeczywistości "i wszystkiego, co jest postępowe". Księdzu arcybiskupowi Jałbrzykowskiemu zarzucano m.in., iż w okresie okupacji współpracował z AK działającą na terenie Wileńszczyzny. Wśród zarzutów stawianych pod jego adresem znalazł się również ten o podtrzymywaniu wśród drobnomieszczaństwa wileńskiego osiedlonego w Białymstoku przekonania o szybkim powrocie do Wilna. Próbowano też wysunąć przeciwko niemu zarzut utrzymywania kontaktu z dowódcą oddziału Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Romualdem Rajsem "Burym", z którym miał się spotkać w Krypnie, powiat Białystok, i zachęcać do jeszcze bardziej wzmożonej walki przeciwko ustrojowi demokracji ludowej. W spisie Polaków, dobrych patriotów, sporządzonym przez WiN dla obwodu "Lilia II" - miasto Białystok, zostali wymienieni między innymi księża: Abramowicz, Maziewski i Józef Czerniawski z parafii św. Rocha, ks. Stanisław Urban, proboszcz parafii farnej, profesor seminarium duchownego ks. dr Michał Klepacz i oczywiście ks. abp Jałbrzykowski.
Natomiast inny z konfliktów mających miejsce w 1946 r. pomiędzy władzami a księżmi na terenie Białegostoku związany był ze śpiewaniem pieśni "Boże, coś Polskę" i kończeniu jej słowami: "Ojczyźnie wolność racz powrócić, Panie...". W związku z tym faktem już 22 stycznia wysłano pismo do ks. abp. Jałbrzykowskiego z żądaniem zakazania takiego postępowania w przyszłości, co nie odniosło jednak skutku.
W okresie tym rozbudowywana była także sieć agenturalna mająca na celu dostarczanie informacji o poczynaniach arcybiskupa i pozostałych duchownych. Nie zawsze jednak podejmowane przez UB działania mające na celu pozyskiwanie nowych współpracowników kończyły się sukcesem. Dowodem na to może być mająca wówczas miejsce nieudana próba zwerbowania szofera ks. abp. Jałbrzykowskiego, który kategorycznie odmówił podjęcia współpracy, argumentując przy tym, że wszystkie rozmowy w czasie jazdy prowadzone były przez wożone przez niego osoby po łacinie. Ostatecznie jednak powstała i działała sieć donosicieli informująca o poczynaniach duchownych. I tak według agenta "Wieprza" (!), 10 czerwca 1946 r. we wsi Krypno doszło do spotkania arcybiskupa z oddziałem podziemia liczącym 13 osób.
W 1947 r. osoba ordynariusza archidiecezji wileńskiej pojawiła się w raportach UB w związku z trwającą kampanią wyborczą do Sejmu Ustawodawczego. Obok informacji o dosyć powszechnym popieraniu PSL przez duchowieństwo na terenie województwa białostockiego znalazł się też zapis o przechwyceniu listu żony działacza PSL Lucjana Mąkoszy. Z jego treści wynikało, że ks. abp Jałbrzykowski udzielił audiencji jemu i Stanisławowi Wacholskiemu, sekretarzowi ZW PSL, oraz obiecał pomoc w nadchodzących wyborach.
Za wrogie uznano również działania arcybiskupa mające na celu odprawienie 23 maja 1948 r. o godz. 21.00 specjalnego nabożeństwa dla młodzieży szkolnej, która nie mogła przyjść do kościoła w dzień z powodu zorganizowanych przez Służbę Polsce całodziennych ćwiczeń i pogadanek. Natomiast 28 czerwca 1948 r. doszło do karygodnej, zdaniem UB, sytuacji, towarzyszącej otwarciu i poświęceniu nowego gmachu zarządu miejskiego oraz hotelu w Białymstoku. Na uroczystości tej był obecny minister administracji publicznej Edward Osóbka-Morawski, a poświęcenia dokonał ks. abp Jałbrzykowski. Za niewłaściwy pod względem ideologicznym uznano moment, kiedy prezydent miasta Andrzej Krzewniak w trakcie powitania, nie zdając sobie chyba sprawy z konsekwencji tego czynu, pocałował arcybiskupa w pierścień (co zostało przez funkcjonariusza UB zinterpretowane jako pocałunek w rękę) i prosił o wyświęcenie gmachu, "aby praca w nim była z Bogiem rozpoczęta". Odpowiedzią ks. abp. Jałbrzykowskiego na mające w tym czasie miejsce szykanowanie duchowieństwa było wydanie zarządzenia zabraniającego udzielania rozgrzeszenia i innych posług religijnych członkom organizacji "o podłożu materialistycznym", w tym ZMP. Zostało ono podane przez duchownych do wiadomości z ambon oraz na lekcjach religii.
Przez wydanie tego oświadczenia Kościół przypominał wierzącym, że kto zapisywał się do takich organizacji, sam wydawał na siebie wyrok - nie mógł przystępować do sakramentów świętych aż do chwili zmiany swego postępowania. W związku z zarządzeniem ks. abp. Jałbrzykowskiego 31 grudnia 1948 r. odbyło się nadzwyczajne zebranie przedstawicieli partii, administracji, samorządu i szefa WUBP, na którym postanowiono przejąć kontrolę nad komitetami rodzicielskimi w szkołach i przez nie doprowadzić do usunięcia prefektów szkolnych negatywnie ustosunkowanych do ustroju komunistycznego.
Akcja oczerniania arcybiskupa
W lutym 1950 r., w związku z przejęciem organizacji Caritas przez państwo i sprzeciwem duchownych wobec tego kroku, próbowano oczernić ks. abp. Jałbrzykowskiego w oczach mieszkańców województwa białostockiego. Temu celowi miała służyć opublikowana w "Życiu Białostockim" kopia jego pisma dotycząca rozdziału otrzymanych przez tę organizację produktów żywnościowych i materiałów. Większość z nich trafiła do WSD w Białymstoku, seminarium mniejszego w Różanymstoku i Zakładu św. Marcina w Białymstoku. Miało to być dowodem na pomijanie przez niego osób potrzebujących i preferowanie duchowieństwa przy rozdziale pomocy materialnej.
Ksiądz arcybiskup Jałbrzykowski nie był lubiany przez władze również z powodu stosowania represji w stosunku do księży powołanych w skład tworzonego przez komunistów przy współudziale UB zarządu nowej, państwowej Caritas. W tym celu zwołał on nawet specjalną konferencję dekanalną, podczas której była omawiana sprawa udzielenia suspensy ks. Eugeniuszowi Bielajowi, powołanemu na dyrektora tej organizacji na obszarze archidiecezji wileńskiej. Równie nieugięte stanowisko zajął arcybiskup w sprawie apelu sztokholmskiego (obrony pokoju), w wyniku czego żaden ksiądz z terenu Białegostoku podpisu pod apelem nie złożył, a on sam początkowo unikał przychodzącej do niego trójki aktywistów, każąc służbie mówić, że jest nieobecny lub zajęty. Wreszcie nie chcąc przeciągać tej sprawy, oświadczył im, że apel nie jest polski i kto z duchownych go podpisze, jest "judaszem". Interesowano się także relacjami istniejącymi między arcybiskupem a pozostałymi duchownymi. I tak pracujące dla UB źródło "Stary" w sierpniu 1950 r. doniosło, że na osobę ordynariusza skarżył się mu m.in. ks. Andrzej Długosz z Choroszczy, któremu zwierzchnik nie pozwolił jechać na zjazd "księży bojowników", stwierdzając, iż "(...) poprzewracało się niektórym chyba w głowie, lecz on stopniowo im ten rozum przywróci". Oświadczył mu ponadto, że przenosi go z Choroszczy do Knyszyna.
W związku z mającym w tym czasie miejsce oświadczeniem ministra administracji publicznej przekazanym sekretarzowi Episkopatu, a dotyczącym likwidacji byłych kurii pińskiej i wileńskiej, ks. abp Jałbrzykowski znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji. Zdawał sobie sprawę, że z powodu swojej dotychczasowej działalności nie może liczyć na pobłażanie ze strony władz. W związku z tym poszukiwał rozwiązania tego problemu, pragnąc uniknąć zmiany nazwy oraz konieczności opuszczenia Białegostoku przez kurię. Źródło "Janicki" doniosło do UB, że według księży istniały dwie możliwości wyjścia z zaistniałej sytuacji: pierwsza, że kuria z arcybiskupem zostanie zniesiona, on wysiedlony do Wrocławia, a archidiecezja włączona do diecezji łomżyńskiej, lub druga, że ks. abp Jałbrzykowski przeprowadzi reorganizację i ostatecznie zmieni nazwę archidiecezji, co uważano za najbardziej prawdopodobne.
Według materiałów otrzymanych przez władze od źródła "Staszyc", kuria białostocka utrzymywała też na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych kontakty z duchowieństwem pozostałym na terenie Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej i Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Łącznikami w tym wypadku byli kolejarze, konwojenci i pracownicy Powiatowego Urzędu Repatriacyjnego. To przez nich ks. abp Jałbrzykowski wysyłał na tereny leżące poza granicami Polski zarządzenia, translokaty i mianowania wikariuszy generalnych oraz pieniądze. Mimo osłabienia kontaktów, wynikającego z istnienia granicy, wiedział on o śmierci każdego księdza i mających miejsce aresztowaniach, stanie parafii i kościołów oraz ruchu personalnym na tym obszarze.
Z pewnością negatywnie został odebrany przez władze także list ks. abp. Jałbrzykowskiego do Komisji Księży przy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, w którym wyraził on zaniepokojenie biskupów z powodu jej działalności. Wspomniał też w nim o występowaniu komisji przeciwko Kościołowi katolickiemu i podkopywaniu przez nią jego jedności. Jak stwierdził, nie chcąc, aby jego milczenie zostało uznane za zaniedbanie obowiązków, zgodnie z prawem kanonicznym przestrzegał podległych mu duchownych przed dalszym takim działaniem.
Ksiądz arcybiskup przez cały czas pozostawał pod obserwacją funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa i ich agentów. W 1952 r., podczas gromadzenia kolejnych materiałów do sprawy "Karmazyni", ustalili oni, że chcąc odciągnąć księży od udziału w głosowaniu podczas wyborów, z opóźnieniem poinformował on o zarządzeniu Episkopatu pozwalającym księżom na udział w nich. Wiek oraz ciągłe odpieranie ataków administracji mających na celu osłabienie struktur Kościoła katolickiego na tym terenie poważnie nadwątliły zdrowie księdza arcybiskupa. Było to na tyle widoczne, że w grudniu 1952 r. notariusz kurii białostockiej ks. Antoni Zalewski w rozmowie z agentem "Nawrot", poruszając sprawę polityki władz wobec osoby ordynariusza, stwierdził, że już dawno aresztowałyby one ks. abp. Jałbrzykowskiego, gdyby nie obawiały się, iż umrze on w więzieniu i w ten sposób zostanie męczennikiem.
W walce o niezależność duchowieństwa
Szczytowy okres prześladowań Kościoła katolickiego przypadł na rok 1953, a jednym z jego elementów był dekret z 9 lutego o obsadzaniu stanowisk kościelnych. Uzależniał on zmiany organizacyjne i personalne w organizacji kościelnej od zgody właściwych organów państwowych. Urzędy bezpieczeństwa często przygotowywały odpowiednie materiały na niewygodnych duchownych, kierując je do Urzędu do spraw Wyznań z zaleceniem usunięcia takiej osoby z zajmowanego stanowiska. Ksiądz arcybiskup Jałbrzykowski wydał specjalną odezwę do księży i wiernych dotyczącą tego dekretu z komentarzem mówiącym, że prawa kościelne nie zostały zmienione, bo nikt ich zmienić nie może. Swoje stanowisko potwierdził w rozmowie z informatorem "Mikołaj", stwierdzając, iż przysięgę powinni składać tylko nowo wyświęceni księża. W liście czytanym 15 lutego 1953 r. przestrzegał wiernych przed prowokatorami godzącymi w interesy Kościoła katolickiego. Ostatecznie jednak i on złożył ślubowanie zgodnie z wymogami władz, ale nastąpiło to dopiero 17 grudnia w Warszawie.
Ponownie arcybiskup naraził się władzom komunistycznym 2 lipca 1953 r. przy okazji zorganizowanego w Białymstoku Zjazdu Duchownych i Świeckich Działaczy Katolickich, w którym ostatecznie wzięło udział 51 osób, w tym 21 księży. Ta druga liczba byłaby znacznie większa, gdyby ks. abp Jałbrzykowski nie zabronił księżom udziału w tego typu spotkaniach. W związku z tym, według opinii Okręgowej Komisji Księży (OKK) w Białymstoku, "podejmowanie jakichkolwiek wysiłków w celu zjednoczenia sympatyków i członków OKK na terenie diecezji jest bezcelowe". Miały je uniemożliwiać przede wszystkim dyrektywy arcybiskupa skierowane w tej sprawie do dziekanów.
Dodatkowo ks. abp Jałbrzykowski nie ustosunkował się też do wniosków o ukaranie księży za wrogie wystąpienia z ambon podczas czytania oświadczenia Episkopatu i Józefa Cyrankiewicza z września 1953 r., wydanych po aresztowaniu ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego, oraz sabotował dekret z 9 lutego tego roku, nie obsadzając zwolnionych stanowisk kościelnych. W tym okresie ks. abp Jałbrzykowski wydał także zarządzenie zakazujące księżom udziału w zjazdach OKK. Odniosło ono najwidoczniej oczekiwany przez niego skutek, gdyż ks. Bronisław Puźniak z Dolistowa, ks. Aleksander Krzywosz z Kalinówki i ks. Bronisław Grodzki z Goniądza, powiat Białystok, stwierdzili w rozmowie z informatorem "Składkiewiczem", że dopóki będzie żył arcybiskup, żaden z księży nie odważy się wstąpić do OKK. I najwyraźniej mieli rację, gdyż kontynuując walkę z księżmi "patriotami", przygotował dla nich specjalny egzamin w seminarium duchownym na temat "praw kanonicznych". Stosunek ks. abp. Jałbrzykowskiego do tzw. ruchu postępowego wśród duchowieństwa dobrze odzwierciedla też jego wypowiedź z 12 lutego 1954 r. na specjalnie zorganizowanej odprawie dla księży, na której tych wyłamujących się i donoszących do władz nazwał "brudnymi owcami" i "judaszami".
23 stycznia 1954 r. na potrzeby KW PZPR w Białymstoku sporządzono analizę mających miejsce rok wcześniej działań podjętych wobec duchowieństwa. Za wrogie uznano kroki podjęte wobec księży postępowych (popierających politykę władz). Szczególnej krytyce w analizie tej poddano osobę ks. abp. Romualda Jałbrzykowskiego, który nakazywał dziekanom organizowanie kółek różańcowych oraz, zdaniem piszących analizę, usiłował zastraszyć księży "patriotów". Ksiądz arcybiskup Jałbrzykowski został skrytykowany również za zakazanie księżom brania udziału w zjazdach bez jego zgody oraz dezorganizację Wojewódzkiego Zjazdu Księży 2 lipca 1953 r., przez przesunięcie na ten dzień rekolekcji.
Przez cały wspomniany okres władze jednoznacznie negatywnie oceniały działania podejmowane przez arcybiskupa i podległe mu duchowieństwo. Podsumowaniem tej oceny niech będzie stwierdzenie w niej zawarte, iż "Nie ulega wątpliwości, że Kuria Białostocka jako najgłówniejszy ośrodek reakcji w naszym województwie prowadzi najperfidniejszą, wrogą robotę szkodnictwa gospodarczego, mającego na celu hamowanie rozwoju całokształtu życia gospodarki narodowej. W drodze siania szeptanej propagandy, oddziaływania reakcyjnej części kleru na sfanatyzowaną część wiernych".
Jedną z najgłośniejszych spraw w Polsce stał się wówczas proces biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, który pośrednio dotknął również osobę ordynariusza białostockiego. Wśród zarzutów stawianych ks. abp. Romualdowi Jałbrzykowskiemu w wymuszonych zeznaniach złożonych przez ks. bp. Czesława Kaczmarka znalazło się stwierdzenie, iż był on "pełnomocnikiem Watykanu do dywersji i wywiadu na północną część Polski i ZSRR".
"Zdjąć arcybiskupa z urzędu"
W marcu 1954 r. KW PZPR w Białymstoku dokonał kolejnej analizy działalności duchowieństwa katolickiego na terenie województwa. W zawartych w niej wnioskach zalecano m.in. zdjęcie z urzędu ks. abp. Jałbrzykowskiego. Przyczyną takiego stanowiska bez wątpienia był fakt, że przez cały czas pozostawał on wierny swoim zasadom i nie dał się zastraszyć przedstawicielom władz. Dowodzi tego również to, że w lipcu 1954 r. na rekolekcjach alumnów seminarium duchownego zakazał nawiązywania kontaktów towarzyskich z osobami skupionymi wokół PAX. Wziął też na siebie odpowiedzialność za księży wykonujących jego polecenia. W tym roku wyrzucono też 12 alumnów III roku podejrzanych o sympatie do władzy ludowej.
W materiale sporządzonym w 1955 r. na potrzeby KW PZPR w Białymstoku arcybiskupa określono jako tego, który "(...) pod każdym względem pała nienawiścią do Władzy Ludowej. Działa wrogo bez żadnych osłonek i wymusza tak postępować od swych podwładnych. Naprawić go może tylko trumna, a to jest w tym roku nieuniknione". Jak widać, przedstawiciele władz życzyli mu już tylko jednego.
Oczywiste wydaje się w związku z tym, że niemogące się pogodzić z taką sytuacją władze i aparat bezpieczeństwa były zainteresowane ewentualnymi zmianami personalnymi, spowodowanymi pogarszającym się stanem zdrowia arcybiskupa. Jeden z informatorów obok innych spraw wspominał także o toczących się w 1955 r. w kurii białostockiej dyskusjach o konieczności mianowania nowego ordynariusza w związku z chorobą ks. abp. Jałbrzykowskiego. Stwierdził on, że było to już postanowione, a zastąpić go miał ks. bp Władysław Suszyński, który przy nominacji na biskupa sufragana przez Stolicę Apostolską otrzymał odpowiednie uprawnienia.
Jak donosił inny informator, 7 lutego 1955 r., w związku z imieninami arcybiskupa, do Białegostoku przyjechali księża z terenu diecezji oraz ks. bp Czesław Falkowski i ks. bp Aleksander Mościcki z Łomży. Ze względu na zły stan zdrowia ordynariusz odrębnych życzeń nie przyjmował, a pozostali goście zjedli obiad u ks. Stanisława Urbana, proboszcza parafii farnej. Później przyjechał ks. bp Zbigniew Choromański. Jednym z ostatnich aktów sprzeciwu wobec polityki władz komunistycznych ze strony ks. abp. Jałbrzykowskiego była odmowa podpisania przez niego w kwietniu tego roku Apelu Wiedeńskiej Światowej Rady Pokoju.
Skromne odejście "rzekomego bohatera i męczennika"
I tak nadszedł 19 czerwca 1955 r., dzień, w którym 50-lecie kapłaństwa obchodził ks. Abramowicz z Białegostoku. Nie dane było jednak jemu i jego gościom odpowiednio uczcić tej rocznicy, gdyż właśnie wtedy dotarła do nich informacja o śmierci ks. abp. Jałbrzykowskiego. Obecny na uroczystym obiedzie wydanym z tej okazji ks. bp Michał Klepacz od tego momentu przekazał władzę w ręce kapituły, która miała wyznaczyć kandydata na następcę zmarłego. Problemy z zatwierdzeniem następcy arcybiskupa przez władze przewidywał ks. Józef Biernacki, według którego ks. bp Suszyński miał jedynie administrować, co miało być wstępem do zatarcia tradycji istnienia archidiecezji wileńskiej.
W związku ze śmiercią ks. abp. Romualda Jałbrzykowskiego księża diecezji białostockiej przewidywali zwiększenie nacisku ze strony władz państwowych, mającego na celu podporządkowanie sobie struktur kościelnych na tym terenie. Ponadto ogarnęła ich obawa co do dalszych losów, oparta na pogłoskach o planach przyłączenia do kurii łomżyńskiej. Wszystkim tym rozważaniom towarzyszyły domysły, kto zastąpi zmarłego ordynariusza, gdyż kapituła trzymała w tajemnicy swoją kandydaturę.
20 czerwca 1955 r. trumna z ciałem ks. abp. Romualda Jałbrzykowskiego została przeniesiona z domu parafialnego do kaplicy przy kościele farnym, gdzie wystawiono ją na widok publiczny. Całość wyglądała bardzo skromnie, deski trumienne były tylko lekko heblowane, nie było kwiatów i paliły się tylko cztery świece. Trumna została zamknięta dwa dni później i przeniesiona do kościoła, gdzie odprawiono końcowe nabożeństwo. Według sporządzonej informacji w okresie tym hołd zmarłemu księdzu arcybiskupowi oddało kilka tysięcy osób, które aby to uczynić, ustawiały się w kolejce dochodzącej w godzinach popołudniowych do 50 m długości. Wśród nich byli także pracownicy instytucji państwowych oraz - na co zwrócono szczególną uwagę - Akademii Medycznej w Białymstoku. Uroczystości pogrzebowe zakończyła procesja, w której uczestniczyło kilkadziesiąt zakonnic i alumnów, ponad 100 księży i 19 biskupów oraz około 7 tysięcy wiernych. Jak można było się spodziewać, całość została oceniona przez pracowników Wydziału do spraw Wyznań w Białymstoku bardzo negatywnie. Skrytykowano skromny charakter całej ceremonii jako "szerzenie propagandy o rzekomym bohaterze i męczenniku".
Śmierć ks. abp. Romualda Jałbrzykowskiego zamknęła pewien etap w historii Kościoła katolickiego w Polsce Północno-Wschodniej. Był on już ostatnim, po zmarłym w 1948 r. ks. bp. Stanisławie Kostce Łukomskim, duchownym na tym terenie, który tak wytrwale przeciwstawiał się systemowi komunistycznemu. Potrafił on, utrzymując w posłuszeństwie duchownych w podległej mu części archidiecezji wileńskiej z siedzibą w Białymstoku, nie dopuścić do przejęcia kontroli nad nią przez władze i współpracujących z nią księży "patriotów". Wraz z nim odeszły też nadzieje na złączenie podzielonych granicą części tej archidiecezji, a najbardziej wytrwała grupa osób zwątpiła w możliwość powrotu do miasta swej młodości i dzieciństwa - Wilna, o czym marzył również zmarły ksiądz arcybiskup. Całe jego życie, a szczególnie dziesięć lat kontaktów z tzw. władzą ludową, jest najlepszym dowodem na to, że miał on niezłomny charakter i kierował się w swojej działalności dobrem Ojczyzny, Kościoła i wiernych.
dr Krzysztof Sychowicz ( IPN ), Nasz Dziennik, nr 103/2008
Fotografie z zasobów Narodowego Archiwum Cyfrowego