Białostocki Pomnik - Świątynia Niepodległości
Kiedy przed kilku laty, w petersburskim Archiwum Historycznym Rosji, odnalazłem projekty budowy kościoła Farnego w Białymstoku, powstałe u schyłku ubiegłego stulecia, stanąłem jak wryty. Na jednym z wariantów ujrzałem dobrze znany kościół Farny. W jego bryłę wmontowany był w całości, jako jedno z przęseł, Stary Kościół, tak, że ponad dach nawy bocznej wystawała strzelista, barokowa wieżyca z hełmem. To wariant bliski realizacji, ten który oglądamy i dziś, choć projektant okazał więcej szacunku wobec przeszłości, zachował i wieżę i nawę świątyni Wiesiołowskich z 1621 r., a w miejscu prezbiterium wzniósł ową słynną białostocką przybudówkę, neogotycką olbrzymią katedrę.
Znacznie bardziej zwraca uwagę wariant drugi, bo oto dzieło projektu Piusa Dziekońskiego miało być posadowione na wzgórzu św. Rocha. Dwie potężne neogotyckie wieże, tak dobrze znanej białostockiej Fary miały zamykać oś ulicy Lipowej. Taką ewentualność przyjmowano na wypadek, gdyby władze carskie zechciały zezwolić na budowę nowego, drugiego kościoła w mieście, które osiągnęło w tym czasie 100 tys. mieszkańców. Miasto, w którym mieszkało kilkadziesiąt tysięcy katolików, a okoliczne wsie i osady należące do parafii białostockiej - Antoniuk, Białostoczek, Ogrodniczki Wysokostockie, Marczuk, Starosielce, Bażantarnia, Kolonia Łowiecka na Wygodzie, Nowe, Skorupy, Pieczurki, Dojlidy, Zawady, Bacieczki, Usowicze i inne zamieszkiwali niemal wyłącznie katolicy, które często stawały się siedliskiem ubogich robotników, licznie przybywających ze wsi do przemysłowego centrum. Ta chłopska z pochodzenia ludność nie zamieszkiwała w samym mieście, zdominowanym przez Żydów, ale wybierała na swe miejsce zamieszkania właśnie najbliższą okolicę, by codziennie wędrować do pracy w białostockich fabrykach. Dla duszpasterskiej obsługi białostockich parafian pozostawał wciąż maleńki wiejski kościół z 1621 r.
W mych rodzinnych wspomnieniach odnotowano niebywały ścisk niedzielnych i świątecznych nabożeństw, fakt możliwości jedynie w okresie wielkanocnym przystąpienia do spowiedzi, wielogodzinne oczekiwania na mrozie i deszczu, w niekończących się kolejkach, gdy kilku kapłanów śmiertelnie utrudzonych starało się sprostać obowiązkom duszpasterskim. Kartkę do spowiedzi wielkanocnej traktowano jako najwyższe dobro, a niedotrzymanie ściśle określonego terminu równało się z nieprzystąpieniem do sakramentów.
Władze nie kwapiły się na zezwolenie budowy nowego kościoła. Nie po to po kolejnych zrywach powstańczych 1830 i 1863 r. zlikwidowały w dziewięciu zachodnich guberniach i zamieniły na cerkwie prawosławne aż 80% kościołów rzymskokatolickich, by zdobyć się na zezwolenie na budowę świątyni, w tak szybko rozwijającym się ośrodku jakim był Białystok. Polakom pozostawały usilne prośby u gubernatora i w Petersburgu. Wymownymi dokumentami są zachowane w Petersburgu supliki do cara i projekty nowego kościoła. Władze konsekwentnie odpowiadały, że dopóki w mieście nie zostanie wzniesiona druga cerkiew, do tej pory o zezwoleniu takim mowy być nie może. Prawosławnym, względnie w mieście nielicznym, wystarczała cerkiew św. Mikołaja przy ul. Lipowej i przez długi czas nie udawało się, mimo starań i protekcji władz, na przystąpienie do budowy w mieście drugiej cerkwi, przy ówczesnej ul. Wasilkowskiej, dzisiejszej Sienkiewicza.
Wariant budowy i kościoła na wzgórzu św. Rocha jest ciekawy jeszcze z innego względu. Otóż powstał w pracowni Józefa Piusa Dziekońskiego (1844-1927), która wykonywała niezwykle liczne projekty dla kościołów w Królestwie Polskim i całym Imperium. Szczególnie wiele wykonała ona projektów dla budowli, które powstawały po edykcie tolerancyjnym 1905 r. Pracownia ta zatrudniała zdolnego projektanta - Oskara Sosnowskiego (1880-1939), później najwybitniejszego polskiego architekta, twórcę polskiej szkoły architektury doby międzywojennej, szefa Katedry Architektury Polskiej Politechniki Warszawskiej. Jak wiemy, to on właśnie wykonał realizowany od 1926 r. projekt Świątyni Niepodległości na wzgórzu św. Rocha. Pracując w warszawskiej pracowni Dziekońskiego, Sosnowski musiał być dobrze obznajomiony z problemami budowy kościoła Farnego w Białymstoku. To - jak sądzę - w decydujący sposób wpłynęło na kształt sylwety miasta Białegostoku, bo oto architekt - artysta najwyższej miary - zaistniał w panoramie miasta jego dwoma podstawowymi komponentami: Farą-przybudówką i triumfalną świątynią odzyskanej Niepodległości.
15 sierpnia 1927 r. w krakowskim Czasie ukazał się artykuł Kazimierza Kalinowskiego, zatytułowany Kamienna Litania:
Było to w 1920 r. w Rzymie. W jednym z kościołów siedzieli w stallach, na mszę czekając, dwaj Polacy z Warszawy. Jeden był dyrektorem, Szkoły Sztuk Pięknych, drugi dyrektorem wielkiego banku. Zachwycając się architekturą, ekonomista szepnął do artysty: "Gdybyśmy wznosząc w Polsce nowe kościoły, mogli budować rzeczy tak piękne..." A na to malarz: "Będą jeszcze piękniejsze". I szeptem jął opowiadać przyjacielowi rzeczy nadzwyczajne, o zakrojonych na skalą olbrzymią, genialnych projektach jednego z polskich architektów. Bankowiec słuchając tego, pod ogromnym wrażeniem, otworzył swą dużą książkę do nabożeństwa i na wolnej karcie, długo coś pisał w głębokim wzruszeniu. "Testament mój" - rzekł z cicha, cały przejęty, podsuwając ołówkowe zapisy pod oczy towarzysza. Zadzwoniono. Ksiądz wyszedł do ołtarza, więc dopiero po skończeniu mszy wznowiono rozmowę już poza kościołem. Malarz opowiadał szeroko, jak ów architekt wtajemniczywszy go w swój pomysł, pokazywał mu w pracowni szereg gotowych planów.
Myśl zrodziła się w okopach, w czasie wojny światowej. Budowniczy, zmęczony bezczynnością na froncie, pracował myślą. I oto w modlitewnej zadumie wysnuwa się w duszy udręczonej okrucieństwem wojny "Litania do Najświętszej Marii Panny". Poszczególne nazwania i tytuły w myśli plastyka przybierają kształty architektoniczne. W ciszy nocnej, wśród najtragiczniejszej scenerii życia, wyrasta pod okiem artysty wizja kamienna. Przed grozą wojen i złą wszelkiego opasze Polskę mur obronny, złożony z bastionów niezwyciężonych. Tu "Arka Przymierza", tam "Brama Niebieska", ówdzie "Dom Złoty", tu strzeli w niebo "Wieża z Kości Słoniowej", tam stanie "Stolica Mądrości", hen błyśnie "Zwierciadło Sprawiedliwości", wzejdzie "Gwiazda zaranna", ukaże się "Pocieszycielka Strapionych", wyrośnie "Uzdrowienie Chorych", zakwitnie "Róża Duchowna", tu pochyli się "Matka Dobrej Rady", tam się pojawi "Święta Panna nad Pannami", na tronie zasiądzie "Królowa Korony Polskiej". I tak bez liku, pod osobliwymi wezwaniami kościoły nowe, po wszech ziemiach Polskich, na cześć Bogarodzicy.
Zresztą niekoniecznie same świątynie i klasztory, ale i zakłady dobroczynności publicznej, szpitale, domy wychowawcze, przytułki dla sierot, starców, kalek, inwalidów, ochrony i uczelnie. Ale nade wszystko kościoły tworzyć miały taką kamienną litanię, którą polska ziemia modliłaby się poprzez wieki do swej Orędowniczki i Królowej. Tyle twierdz mistycznych, którym nowoczesny architekt da za materiał żelazobeton, majolikę i szkło. Nie tylko przyozdobi Polkę formą zgodną z duchem czasu, ale swą treścią duchową doda Odrodzonej Rzeczypospolitej mocy nie do złamania.
Nazwisko tego budowniczego, który w kształty realne dni nowych zakląć chce swą wizję poetyczną, będącą niejako wyrazem manifestującego się w świecie po kataklizmie wojennym zwrotu inteligencji ku religijności - to Oskar Sosnowski, doktor architektury, profesor Politechniki Warszawskiej, laureat wielu konkursów i twórca oryginalnych, swoistego stylu budowli. O jego to szerokim projekcie opowiadał znakomity malarz prof. Kazimierz Stabrowski w roku 1920 w Rzymie, znanemu ekonomiście i dyrektorowi banków, Józefowi Karpowiczowi. Ten wobec artysty-przyjaciela, jako świadka, zaraz tam w kościele zrobił zapis z majątku swego [dwór Białostoczek, przy trasie z Białegostoku do Zabłudowa] na budowę pierwszego kościoła z owej Litanii Kamiennej, a stanąć miała ta świątynia, pospołu z zakładem charytatywnym jego fundacji, również pod wezwaniem z Litanii do NMP, na kresach wschodnich Polski, w rodzinnym mieście finansisty - Białymstoku, gdzie i Stabrowski kończył gimnazjum. Obaj natychmiast opowiedzieli o nadzwyczajnym pomyśle doktora Sosnowskiego jeszcze paru osobom z kolonii polskiej w Rzymie i wspólnie postanowili zająć się jego realizacją. Przyjaciele ich ze sfer watykańskich uznali, że znacznym ułatwieniem sprawy byłoby uzyskanie odpustów dla nowo powstających w Polsce kościołów, z cyklu wezwań litanijnych, bo mając takie zapewnienie, poszczególne parafie po wsiach i miastach przystawałyby chętniej od razu do budowy. Zainteresowali się tym rodacy na wpływowych stanowiskach, jak generał jezuitów i patriarcha Jerozolimy i przyrzekli poparcie. Prałat Florczak wyjednał posłuchanie u papieża, który serdecznie uradował się tym polskim, niesłychanym w świecie pomysłem i chętnie przyobiecał dla katolików ową litanię stanowiących odpusty.
Na tej właśnie audiencji u Ojca Świętego, w pamiętnym dla nas przez "Cud Wisły" roku 1920, padła po raz pierwszy z inicjatywy Kazimierza Stabrowskiego myśl utworzenia przez Stolicę Apostolską święta Królowej Polski, w dniu 2 maja, zrealizowana w kilka lat potem.
Po powrocie z Włoch do kraju prof. Stabrowski z dyrektorem Karpowiczem zawiązali w Warszawie, pod protektoratem metropolity [Edwarda] Roppa komitet, który by pomógł w czyn wprowadzić ideę prof. Sosnowskiego. Niestety umarł wśród tych przygotowań do rozpoczęcia wielkiej akcji religijno-patriotycznej śp. Józef Karpowicz, który się do tej pracy najbardziej zapalił, a sam jako finansista umiał zabrać się do niej w sposób realny. Próbował prof. Stabrowski jeszcze cokolwiek przedsięwziąć w tej mierze i po śmierci przyjaciela, po której wszystko od razu utknęło, ale już na darmo. Z całego pomysłu zrealizowało się, dzięki zapisowi Karpowicza, jedynie tę drobną cząstkę, która dotyczyła Białegostoku, bo nad nim tylko wschodzi "Gwiazda zaranna", jako pierwsza dotychczas budowla z Litanii Kamiennej Oskara Sosnowskiego.
Dnia 2 lutego 1925 r. ks. Adam Abramowicz (zm. 1969), kanonik honorowy Kapituły Wileńskiej został wyznaczony przez biskupa Jerzego Matulewicza na stanowisko proboszcza nowo powstałej parafii św. Rocha w Białymstoku. Zachował się list Oskara Sosnowskiego do ks. Abramowicza, datowany 20 lutego 1925 r., gratulujący nowo mianowanemu proboszczowi tego stanowiska i wyjaśniający zaszłości związane z projektowaną budową białostockiego kościoła:
Przed wojną jeszcze powziąłem ideę plastycznego ujęcia Litanii do Najświętszej Panny i w czasie tułaczki szereg szkiców rysunkowo opracowałem. Zapoznałem z nimi pana Kazimierza Stabrowskiego, który w przyjaźni żyjąc ze śp. dyrektorem [Józefem] Karpowiczem, za bytności w Rzymie, o idei tej mu wspominał. Tenże zapalony do niej, gdzie się znajdowali, obietnicę solenną złożył i w swej książce do nabożeństwa wpisał, że myśl całą w czyn wcieli i na ziemiach Rzeczpospolitej w szeregu miast zrealizuje. Za pośrednikiem patriarchy [Cejlonu] Zalewskiego uzyskał błogosławieństwo dla przedsięwzięcia, zmarłego Ojca Świętego [Benedykta XV] i obietnicę szczególnych odpustów dla świątyń, które postawione zostaną. Jakoż po przyjeździe do kraju śp. pan dyrektor Karpowicz zabrał się do organizowania przedsięwzięcia, powołał Komitet Naczelny, lecz dalszą pracę jego, nad tworzeniem komitetów prowincjonalnych, śmierć przerwała. Tem niemniej zobowiązał on syna do wypełnienia ślubu, który sam uczynił. O prawdzie słów moich świadczyć może szereg osób wtajemniczonych w organizację przedsięwzięcia przez zmarłego, a w pierwszym rzędzie żona jego, pan Kazimierz Stabrowski i ks. abp Ropp, który przemawiając na pogrzebie śp. dyrektora Karpowicza z ambony, wzmiankował ogólnikowo o ślubie zmarłego.
Stosunek ze mną był ustalony, jako z projektodawcą i naczelnym architektem, kierownikiem wszystkich gmachów, jakie pod wezwaniami Litanii powstać miały. Warunki były omówione po kilkakrotnych rozmowach, szkic jeneralny rozmieszczenia budynków, jakie na początek w Białymstoku miano budować, w myśl życzeń zmarłego, wykonany przeze mnie - przez niego przyjęty. Ten szkic rozmieszczenia (bynajmniej nie projekt) przesłałem na żądanie pana Karpowicza juniora, z warunkami, jakie ze śp. Ojcem omówione już były.
Życzenia pomyślnego doprowadzenia budowy do skutku oraz szczęśliwego urzędowania na nowem stanowisku, z całego serca składam. Z wysokim poważaniem - Oskar Sosnowski
Znajomość Kazimierza Stabrowskiego (1869-1929) z Józefem Karpowiczem, jeszcze z okresu budowy neogotyckiej Fary zaowocowała powstaniem (we współczesnej nam katedrze) ołtarza bocznego św. Antoniego. Jego budowę sfinansował Józef Karpowicz (1858-1923), a malarz Kazimierz Stabrowski namalował do niego obraz przedstawiający świętego z Padwy.
Józef Karol Marian Karpowicz urodził się 11 listopada 1858 r. Taką datę podaje epitafium nagrobne na cmentarzu Farnym w Białymstoku. Był synem Wacława Aleksandra Stanisława Karpowicza porucznika od inżynierów (1824-1880) i Aliny z Sakowiczów (1834-1895), a bratem Stanisława i Jana Karpowiczów. 8 III 1871 r. deputacja mińska uznała jego szlachecki rodowód. 12 I 1876 r. Józef Karpowicz wstąpił do Szkoły Handlowej w Petersburgu, którą ukończył 19 V 1878. Ze świadectwa ukończenia szkoły można wnioskować, że był słuchaczem pilnym, szczególnie uzdolnionym w zakresie języków obcych. Oceny bardzo dobre uzyskał z języków: niemieckiego i francuskiego. Józef Karpowicz od 13 XII 1897 do 8 I 1915 r. był deputatem szlacheckim powiatu białostockiego. W sierpniu 1883 r. z ambony zabłudowskiego kościoła wyszły zapowiedzi przedślubne Józefa Karpowicza, kawalera z dworu Białostoczek i Zofii Smorczewskiej, panny, z dworu w Sabinie (par. Grodzisk, pow. Sokołów Podlaski, gubernia siedlecka). 18 I 1885 r. w majątku Białostoczek urodziła się pierworodna córka Józefa i Heleny ze Smorczewskich Karpowiczów - Monika. Rodzicami chrzestnymi byli: Jan Sakowicz i Alina z Sakowiczów Karpowiczowa, babka dziecka. Aktu chrztu dokonał dziekan białostocki ks. Wilhelm Schwartz, Kolejno rodziły się inne dzieci: 6 I 1887 r. Maria, 16 V 1886 r. Józef, 28 III 1893 r. Wacław, 1900 r. Wacław Jan. Około 1890 r. bracia Józef i Jan Karpowiczowie dokonali podziału ojcowizny. Dwór Białostoczek i część majętności wziął Jan, który niedługo później odsprzedał swój dział Malinowskim.
Józef Karpowicz otrzymał z działu 148 ha, koło zabłudowskich Łubnik. Wcześniej znajdowały się tam jedynie grunty majątku Białostoczek. Sami przenieśli się do nowo wybudowanego tam dworu. Nowe założenie dworsko-ogrodowe zyskało nazwę Józefowo, od jego twórcy i pierwszego właściciela Józefa Karpowicza. Osobliwością parku dworskiego w Józefowie był kamień z inskrypcją, upamiętniającą 600 rocznicę zwycięstwa pod Grunwaldem, ustawiony w 1910 r. W jednej z alei spacerowej ustawiono kapliczkę. 19 listopada 1921 r. Józef Karpowicz ofiarował Józefowo swojemu synowi Wacławowi (ten był notowany jako właściciel majątku 24 I 1927 r.). Józef Karpowicz zmarł 6 maja 1923 r.
Kościół białostocki nie był pierwszą świątynią budowaną przez ks. Abramowicza przy współdziałaniu z Oskarem Sosnowskim. Kiedy 27 IX 1921 r. z niewyjaśnionych przyczyn doszczętnie spłonął zabytkowy, pochodzący z 1779 r., kościół w Goniądzu, Kuria wileńska powierzyła parafię goniądzką i odbudowę spalonej świątyni ks. Abramowiczowi, doświadczonemu budowniczemu kościołów w Dereczynie k/Słonima i Uhowie k/Łap. Już 24 II 1922 r. ks. Abramowicz monitował telegraficznie biskupa Matulewicza o zatwierdzenie projektu budowy nowego kościoła w Goniądzu, który złożył w Kurii już przed dwoma miesiącami. Zachowany projekt goniądzkiej świątyni nosi jednak datę 18 lipca 1922 r. przez Ministerstwo Robót Publicznych.
Dramat pożaru pięknego barokowego, zabytkowego kościoła został wynagrodzony przez wybór najwybitniejszego polskiego architekta okresu międzywojennego. Kościół goniądzki stał się jednym z najważniejszych polskich zabytków umiejętności komponowania nie tylko bryły obiektu architektonicznego, ale i panoramy miasteczka. Każdy, kto choć raz odwiedził Goniądz, zapamiętał ten widok na zawsze. Architekt doskonale wczuł się w klimat, wielkość miasteczka, jego pagórkowate rozplanowanie. Wkomponował w opustoszałą po pożarze przestrzeń, w otoczenie starej zieleni, kościół w pełni oparty o zasady skomponowania bryły i stylistykę polskich kościołów barokowych, zarówno tych, które należą do nurtu wileńskiego baroku, co i realizowanych na ziemiach koronnych dawnej Rzeczypospolitej. Jest to jednocześnie architektura wzbogacona o formy modernistyczne. Sosnowskiego fascynował m.in. układ późnobarokowego, centralnego kościoła o eliptycznym, czy wydłużonym, wielobocznym planie - pisał A. Miłobędzki. Takim kościołem była fara goniądzka. Sam ks. Abramowicz dobrze wspominał współpracę z Sosnowskim: Dzień 15 września 1924 r. to dla Goniądza dzień historyczny. W tym dniu bowiem J. Ekscelencja ks. Jerzy Matulewicz biskup wileński dokonał poświęcenia i konsekracji nowego kościoła. Nowa świątynia wybudowana staraniem parafii i ks. kanonika A. Abramowicza prezentuje się imponująco. Zbudowana w stylu barokowym, z odcieniami budowli polskich. Plany kościoła sporządził pan O. Sosnowski profesor Politechniki Warszawskiej.
Na rozpisany w 1925 r. konkurs na projekt kościoła św. Rocha w Białymstoku, którego jury urzędowało w Warszawie napłynęło 76 projektów, wybrany do realizacji został nagrodzony projekt Oskara Sosnowskiego. Kościół na wzgórzu św. Rocha pierwotnie, zgodnie z zamysłem twórców miał być realizacją wezwania Loretańskiej Litanii - Gwiazdy Zarannej symbolizującej jutrzenkę Niepodległości Polski. Architekt posłużył się więc w swym projekcie planem gwiazdy. Również w dekoracji, cięć w betonie, stropach i pilastrach motyw ten pojawiał się bardzo konsekwentnie. Uwieńczeniem gwiaździstej bryły stała się postać Matki Boskiej, u stóp której umieszczono złoconą majestatyczną piastowską koronę, wzorowaną na wawelskiej króla Kazimierza Wielkiego. W ten sposób pomysłodawca przeszedł od wezwania Gwiazdy Zarannej, do nowo dodanego wówczas w litanii wezwania Królowej Korony Polskiej.
Sosnowski był przekonany, ze projektant architektury nim przystąpi do swej pracy musi respektować tradycję, nią się kierować. Historia winna mu wyznaczyć podstawę ideową. Dlatego też studenci profesora spędzali wakacje i praktyki na dokumentacji i ewidencji zabytkowych zespołów architektonicznych i urbanistycznych. Ogromne i dziś bezcenne zbiory Zakładu Architektury Polskiej Politechniki Warszawskiej, przy ul. Lwowskiej obrazują to w sposób pełny. Teresa Zarębska, uczennica Profesora pisząc o credo jego twórczości zawodowej i naukowej stwierdziła: Była nim, jak sądzę idea wywodzenia koncepcji projektu budowli z wiedzy o miejscu i kontekście przestrzennym, w jakim się mają znaleźć. "Genius loci" był dla Oskara Sosnowskiego głównym motywem "na wejściu" wszelkiego myślenia i naukowego. Wysunięcie go na plan pierwszy wynikało z integracji licznych pól obserwacji, dokonywanych przez pryzmat geografii i przyrody, dziejów osadnictwa i krajobrazu, techniki i sztuki. Zdobyte umiejętności nie funkcjonowały w umyśle intelektualisty "równolegle", lecz wiązały się, prowadząc go do wynalazczości metodycznej i do pragmatyki nacechowanej wysoką indywidualnością.
Sam respektował białostocką przeszłość poprzez:
1. Zachowanie urbanistycznego, zabytkowego układu sprzężenia wzgórza św. Rocha z Nowolipiem, barokowego układu stworzonego w czasach Jana Klemensa Branickiego, gdy w 1742 r. wzniesiono na wzgórzu murowaną altarię świętoroską, jako jeden z elementów winnicy hetmańskiej, a w 1767 r. wileński architekt ogrodów C. G. Knackfus wytyczył 4-rzędową aleję lipową (ul. Lipowa) i rozwidlenie dróg u stóp wzgórza św. Rocha. Gwiazda Zaranna Sosnowskiego zastąpiła rozebraną kaplicę św. Rocha. Jej wezwanie utrwalono w nazwie parafii, respektując tradycyjną nazwę. Wieżę świątyni ustawiono tak, że nie zasłoniła widoku nawy.
2. Nawiązanie do tradycji wzgórza, na który w 1839 r. przeniesiono z odebranego rzymskim katolikom cmentarza św. Marii Magdaleny pochówki zmarłych. Wzgórze św. Rocha, które było świadkiem wielkiej profanacji dokonanej w 1864 r., gdy w ramach pacyfikacji Powstania Styczniowego nocą wykopano przeszło 200 krzyży. Gwiazda Zaranna w koncepcji Sosnowskiego wyrastała z grobów tych, których największych marzeniem była niepodległość, umęczonych carskim bezprawiem i prześladowaniami religijnymi.
3. Jednocześnie Sosnowski był przekonany, ze architektura winna być harmonijnym elementem natury, stąd białostocka Gwiazda Zaranna była jak cios skalny, który przebija czaszę wzgórza i jak skalna góra góruje nad krajobrazem, opoką, na której wzniesiono kościół. Stąd też na zewnątrz i wewnątrz świątyni w nieskończoność powielany jest motyw kryształu górskiego, podkreślający naturalny charakter budowli. Struktura kryształu kościoła białostockiego jest też nawiązaniem do specyficznych cech miejscowej architektury kościelnej, pokrywających XVI-wieczne sklepienia świątyń Łomży, Wizny, Supraśla i Wilna.
4. Budowlę otoczono tzw. Wałami, oflankowanymi 4 basztami, nawiązującymi do inkastelowanej architektury sakralnej, typowej dla obszarów Wielkiego Księstwa Litewskiego, gdy dla obrony przed moskalami wyposażano gotyckie świątynie w Wilnie, Supraślu, Małym Możejkowie w baszty, ale też do fortecznej architektury barokowej Jasnej Góry, Lachowicz, Tykocina, Okopów Świętej Trójcy, czy Kamieńca Podolskiego. Jak silne miały być "fortyfikacje" białostockiej Gwiazdy Zarannej niech świadczy fakt, że projekt Sosnowskiego przewidywał 2 kondygnacje owych wałów, czego jednak nie zrealizowano.
5. Wyraźnie nawiązał projektant do Ostrej Bramy najważniejszego sanktuarium Archidiecezji Wileńskiej, w której usytuowany był Białystok. Ten triumfalny łuk, przez który wkraczali do Wilna królowie polscy, zwycięscy hetmani, czy wreszcie polskie formacje w międzywojniu powtórzył i w obwarowaniach Gwiazdy Zarannej. Półkolista szyja bramna wiedzie więc na dziedziniec kościelny. Realizacja projektu białostockiej świątyni zbiegła się w czasie z uroczystościami koronacji obrazu Ostrobramskiego.
6. Realizował tradycję procesji Bożego Ciała, a wzgórze kościelne ponownie (od 1919 r.) stało się celem procesji. Problem ten w Białymstoku był niezwykle nabrzmiały. Kiedy w 1839 r. doszło do likwidacji Kościoła unickiego, cerkiew prawosławna zakazała dawnym unitom uczestniczenia w obchodach tego kultywowanego przez nich święta eucharystycznego. Zamiast Bożego Ciała zorganizowano cerkiewne święto sojedinienja uniatów z prawasławnuju cerkwiu. Jednak w 1840 r. dawni unici zamiast świętować sojedinienie masowo udali się na procesję Bożego Ciała. Wówczas władze zakazały rzymskim katolikom odbywania procesji Bożego Ciała poza obrębem cmentarza przykościelnego. Katolicy z 9 guberni Ziem Zabranych z zazdrością spoglądali na mieszkańców Królestwa Polskiego, gdzie takich restrykcji nie było. Jak wielka więc była radość społeczeństwa, kiedy na mocy ukazu tolerancyjnego po raz pierwszy od 65 lat pozwolono procesji wyjść na Bazarnuju płoszczadź - późniejszy Rynek Kościuszki i jak wielkie było rozgoryczenie, gdy strzały które wówczas padły zapoczątkowały rzeź znaną na całym świecie jako pogrom białostocki. Dla władz, które pogrom same zorganizowały było to okazją do zakazania procesji. Dopiero wolność 1919 r. przyniosła możliwość tego eucharystycznego święta, gdy ponownie procesja z Fary zaczęła podążać na wzgórze św. Rocha.
7. Utrzymał odpustowy charakter zespołu, poprzez wyposażenie świątyni w 2 zewnętrzne ołtarze przed którymi 16 sierpnia gromadziły się tłumy pielgrzymów, poszukujących pomocy dla swego zdrowia i wdzięcznych za doznane łaski. Ongiś w czasach Branickiego przy krynicy, wybijającej u stóp wzgórza, zwanej przez XVIII-wiecznych białostoczan Małą Kaskadą znajdowało się źródło ze świętą wodą. To jedno z podstawowych form kultu rozpowszechnionych w tych stronach w 1 ćwierci XVIII w. przez wielkiego reformatora, unickiego Kościoła - metropolitę Lwa Kiszkę, opata bazylianów z Supraśla, któremu region kulturowy Podlasia zawdzięcza powstanie ośrodków odpustowych m.in. w Grabarce, Świętej Wodzie k/Wasilkowa, Hodyszewie, Starym Korninie, Leśnej Podlaskiej i właśnie w Białymstoku. Sosnowski tradycji świętego źródła nie podtrzymał, bowiem Kaskada pod św. Rochem zajęta została przez fabryki włókiennicze przy ul. Św. Rocha, Równoległej i Wroniej.
Przy całym nowoczesnym zestawie materiałów budowlanych, przede wszystkim żelazobetonie, kościół posiada też cechy architektury gotyckiej. Zwraca uwagę przede wszystkim wyniosła wieża, element wertykalny, ażur półkolistych łuków podkreślający triumfalny charakter budowli jest zasadniczym elementem pomnika Marii Królowej Polski. W 1936 r. na 78-metrowej wieży ustawiono figurę Matki Boskiej, 3-metrowej wysokości. Pomysł umieszczenia Immaculaty, a nie krzyża nie był nowy, powtarzał minaret zamienionej w latach 1672-1699 na meczet katedry w Kamieńcu Podolskim, który w okresie międzywojennym znalazł się w państwie sowieckim. Kamieniecka Madonna triumfowała w zwycięstwie nad islamem i Turkami, białostocka triumfowała zwycięsko nad moskiewską ideologią i bolszewizmem. Obie przetrwały najgorsze lata. Naśladownictwo Kamieńca Podolskiego, to jeden z podstawowych wyznaczników przekonań Kamiennej Litanii, o fortyfikowaniu świątyń, bastionów polskości i zabezpieczeń bytu państwowego. Kto wie, czy o losie Białegostoku w czasach Jałty, pozostawieniu go w granicach Polski nie zadecydował ten Świętoroski Szaniec Maryjny?
15 stycznia 1939 r. w "Dzienniku Białostockim" przytoczono fragment sprawozdania Komitetu Budowy Kościoła: Ukończenie budowy wieży, na której stoi statua Matki Boskiej, oświetlona na uroczyste święto reflektorami. Wewnętrzne tynkowanie jeszcze nie ukończone, wstawiano okna i oszklono kopułę. Autor sprawozdania proboszcz parafii św. Rocha ks. A. Abramowicz wyrażał nadzieję, że jeszcze w 1939 r. świątynia zostanie oddana do kultu.
Wieża miała spełniać jeszcze jedną niezwykle ważną funkcję służąc jako dzwonnica, nagłaśniając całe miasto dźwiękami przywołującymi na nabożeństwa, towarzysząc w ostatniej drodze mieszkańców. Dzwony świętoroskie kontynuują tradycje zabranych przez uciekającego z miasta zaborcę rosyjskiego, latem 1915 r. Największy dzwon zwany Wielki, wiszący w wieży starego kościoła Farnego ważył 100 kamieni, a opasywały go napisy:
Twój jest dzień.
Twoja jest noc.
Panu Panów.
Kościół i parafia białostocka poświęcili.
Roku 1832 dnia 1 lipca.
Imię moje Kazimierz.
A ci co mnie po trzeci raz przeleli:
Aleksander Rymaszewski,
Wincenty Włodkowski. Litwini.
Jak twój w serce grzeszne wnosząc rozrzewnienie.
Wezwie do pokuty.
Zapowie zbawienie.
Zmarły powierzy ci nadzieje i losy
Z twemi ulecą do nieba wiernych głosy.
Tłumaczu strat naszych i wszystkich żałości!
O stań się zwiastunem powszechnej radości.
"Powszechną radością" mogła być jedynie odzyskana niepodległość, a gorycz słów "Tłumaczu strat naszych i wszystkich żałości", odnosi się do utraconej niepodległości. Dzwon zawieszono w momencie całkowitej klęski Powstania Listopadowego, gdy kilkaset kroków od białostockiego kościoła farnego rezydował zbiegły z Warszawy wielki książę Konstanty, przyczyna nieszczęśliwego zrywu Polaków. Przelany po raz trzeci dzwon o imieniu Kazimierz był niewątpliwie wnukiem dzwonu z najstarszego kościoła białostockiego, fundowanego pewnie w 1547 r. Białostoczanie utracili zwiastuna powszechnej radości w 1915 r.
We wrześniu 1939 r., w bombardowanej Warszawie, w ruinach Politechniki Warszawskiej zginął projektant - Oskar Sosnowski, nie doczekawszy się pełnej realizacji swego pomysłu. Budowa Pomnika Niepodległości jednak trwała nieprzerwanie i w latach okupacji. W 1940 r. zbudowano pierwsze piętro wewnętrznych galerii świątyni. To nasunęło sowietom pomysł odebrania świątyni i przeznaczeni jej na cyrk. Jak wspominali moi rodzice - Jan i Waleria Maroszkowie, parafianie św. Rocha, ci okupanci dwukrotnie nakładali na parafię kontrybucję, na którą wędrowały pozostałości kosztowności parafian, aż do zupełnego wyczerpania, tak, że na drugą kontrybucję w czerwcu 1941 r. nie zebrano odpowiedniej kwoty i miano oddać mury nie dokończonej świątyni władzom. Ze szlochem, leżąc krzyżem we wnętrzu parafianie uczestniczyli w ostatnim jak się wydawało nabożeństwie, żegnając się z marzeniami i planami. Było to ostateczne pokonanie polskiego Białegostoku. Stało się inaczej. Następnej niedzieli nie było już w mieście okupantów sowieckich, a jeszcze nie wkroczyli okupanci niemieccy, parafianie św. Rocha odśpiewali w niedokończonym wnętrzu pieśń Boże cos Polskę... Usytuowany pod wieżą i zakrystią żelbetonowy schron, a także wkopane we wzgórze inne ziemne schrony zabezpieczały kryjących się w nich od tragicznych w skutki bombardowań miasta w 1943 i 1944 r.
W 1942 r. ułożono posadzkę, ustawiono szafy w zakrystii. W 1943 r. sporządzono dębową ambonę, w 1944 r. trzy takież konfesjonały. Już po froncie 1944 r. żołnierze polscy uczestnicząc w pracach we wnętrzu zaleli cementem żelbetowe sklepienie pierwszego piętra galerii. Wykonano też wówczas żelazną kratę kaplicy św. Rocha. Rok 1945 r. zaczął się od sporządzania ołtarzy, ustawiono figurę Najświętszego Serca Jezusa w ołtarzu głównym Chrystusa Króla. (Ołtarz ten był projektowany przez O. Sosnowskiego, nie odczekał się nigdy pełnej realizacji. Obok postaci Chrystusa miała stanąć postać Maryi, w otoczeniu świętych polskich. l8 sierpnia w dniu odpustu św. Rocha arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski dokonał konsekracji kościoła Królowej Polski. W 1995 r. na łamach "Słowa Powszechnego" Zygmunt Jakimiuk odnotował wypowiedź ks. kanonika Abramowicza: Chcieliśmy zbudować coś naprawdę dobrego i dlatego nie liczyliśmy się z kosztami, zrzekliśmy się osobistych poglądów wciągaliśmy do współpracy najzdolniejszych ludzi w kraju. Do realizacji wybraliśmy projekt, który uzyskał trzecie miejsce, mianowicie Oskara Sosnowskiego, twórcy kościoła w Warszawie, kościołów w Goniądzu, Hodyszewie i innych. Szkoda, ze utalentowany ten architekt zginął przy pracy od bomby niemieckiej w 1939 r. A potem budowaliśmy, ażeśmy zbudowali. Koszty są nieobliczalne. Ale po co liczyć, kiedy kościół stoi taki, jakiegośmy pragnęli? Wiele pomocy doznałem też od rzeźbiarzy. Najwięcej się zasłużył pan prof. Horno-Poplawski, który stworzył posąg Dobrego Pasterza, Matki Boskiej z Dzieciątkiem na zewnątrz kościoła oraz Serca Jezusowego w ołtarzu głównym.
Stacje Męki Pańskiej rzeźbiła pani Irena Pławska z Lublina. Ona też stworzyła antepedium do ołtarza św. Rocha, aniołów i Matkę Bolesną z Dzieciątkiem przy tymże ołtarzu, jak również inne rzeźby późniejsze w drzewie są jej dłuta. Wreszcie pan profesor Welss dał projekt ołtarza św. Rocha, boazerii, konfesjonału i chrzcielnicy w kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej... Inżynier Bukowski jest projektodawcą dwu ostatnich ołtarzy: Maryjnego, z płaskorzeźbami różańcowymi oraz ołtarza św. Antoniego z płaskorzeźbami franciszkańskimi. Obraz Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia umieszczony jest u stóp pięknego krucyfiksu dłuta Bałzukiewicza z Wilna, co przypomina pierwotny układ z Cudownej Kaplicy: Salwatora od strony zewnętrznej, zaś wewnątrz Kaplicy samotna po stracie Syna Matka Miłosierdzia, przez współcierpienie ze Zbawicielem, rodząca nas wszystkich do życia Łaski.
Jednakową oprawę architektoniczną zyskał Dom Parafialny, wkomponowany w zespół w sposób harmonijny, tak, że nie razi jego wielkość, złożona z 4 kondygnacji. Ścięte naroże bryły tej budowli, od strony widoku z wlotu ul. Lipowej nawiązuje do typowych w zabudowie miejskiej Białegostoku rozwiązań. Attyka z dekoracją kryształową, przykrywająca dachy od strony południowej i wschodniej, balkon w drugiej kondygnacji i zawieszony nad nim wykusz w elewacji północnej przenosi na Dom Parafialny system zdobień zastosowanych przy budowie kościoła. Paradny balkon ponad szyją bramną zamknięto odcinkowo i wykusz czynią z elewacji północnej elewację główną wyraźnie nawiązującą do programu polskiego, XVII-wiecznego pałacu niezwykle interesująco zaprojektowano promenadę stromych schodów, biegnących pomiędzy obwałowaniami dziedzińca przedkościelnego, a Domem Parafialnym, wyraźnie nawiązująca do stromych uliczek górskich miasteczek co było w Białymstoku położonym na terenie dość łagodnym czymś niezwykłym.
Dom Parafialny miał mieć bardzo rozbudowany program użytkowy. Prócz plebani, wyposażono go w salę teatralną Akcji Katolickiej, mieścił bibliotekę parafialną, przytułek dla starców, przedszkole, klasztor Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny, w przyziemiu miał znajdować się zespół sklepów chrześcijańskich. Zarówno władze okupacyjne, jak i powojenne komunistyczne nigdy nie dopuściły do pełnego rozwinięcia tego programu użytkowego, stale umieszczając w budynku instytucje świeckie.
Józef Maroszek, 75 lat parafii św. Rocha w Białymstoku „Czas Miłosierdzia”
fot. Grzegorz Kossakowski, Ciekawepodlasie.pl
fot. Cezary Fabiszewski, Fluidi.pl
Na wieży kościoła św. Rocha udostępniono punkt widokowy. Znajduje się on mniej więcej w połowie prawie 80-metrowej wieży. To doskonałe miejsce do obserwacji panoramy miasta. Dodatkowo w środku wieży są bezpłatne materiały promocyjne Białegostoku, np. mapy czy przewodniki turystyczne. Wstęp na punkt widokowy jest bezpłatny. Można z niego korzystać przez cały tydzień od maja do końca października (od poniedziałku do soboty od 9.00 do 16.00 a w niedziele i święta od 14.00 do 17.00.)
Pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej przed kościołem św. Rocha
Pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej przed kościołem św. Rocha w Białymstoku został poświęcony w niedzielę 16 stycznia 2011 roku. Uroczystość celebrował abp Edward Ozorowski, metropolita białostocki, a homilię wygłosił ks. bp Antoni Dydycz, ordynariusz drohiczyński.
Budowa pomnika planowana była pierwotnie na terenie miejskiego parku Planty. Propozycję taką wysunął Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku. W budżecie miasta zaplanowano nawet pierwsze pieniądze na ten cel. Miasto zaplanowało, że wszystkie procedury dotyczące budowy miejsca pamięci zajmą około trzech lat. Ale białostoczanie nie chcieli czekać tak długo, bo to zbyt poważna sprawa. Zawiązali więc Społeczny Komitet Erygowania Pomnika - Tablic Memorialnych Ofiar Tragedii Smoleńskiej. i ostro wzięli się do pracy.
Po pierwsze zdecydowali, że pomnik powinien stanąć nie w miejskim parku, który jest raczej miejscem rozrywki, ale przy świątyni. Wybrano kościół św. Rocha, głównie ze względu na jego historię. Tę piękną świątynię białostoczanie wznieśli jako votum wdzięczności Opatrzności Bożej za odzyskanie przez Polskę niepodległości oraz za Cud nad Wisłą w roku 1920. Kiedy do białostockiego magistratu dotarła informacja, że pomnik poświęcony ofiarom katastrofy smoleńskiej, dzięki społecznym staraniom i środkom, już powstał, prezydent wycofał się ze swoich planów. Argumentował, że nie chce tworzyć niezdrowej konkurencji.
Pomnik ma kształt pękniętego od środka na krzyż jasnego granitu, otoczonego tablicami, na których znajdują się nazwiska wszystkich ofiar katastrofy. Z pęknięcia, które symbolizuje też kształt samolotu, jest widok na krystalicznoczerwoną płaszczyznę. Autor monumentu do swego dzieła inspirację czerpał m.in. z wiersza “Treny” Melanii Muszyńskiej, poświęconego ofiarom katastrofy smoleńskiej, a szczególnie jego końcowych wersów: “W krzyż jest wpisany los Onych, choć niepojętym się zdaje, by z nieboskłonu do Nieba, razem wzlecieli – tam zanieść do Boga przyszłość Ojczyzny…”.
10 kwietnia 2010 roku w katastrofie prezydenckiego Tu-154 na lotnisku w Smoleńsku zginęło 96 osób. Wśród nich Lech i Maria Kaczyńscy oraz białostoczanie: ostatni prezydent RP na emigracji Ryszard Kaczorowski, prawosławny ordynariusz Wojska Polskiego bp Miron Chodakowski, wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra i stewardesa Justyna Moniuszko.