Białystok we wrześniu 1939 roku
Na początku 1939 roku do Białegostoku zaczęły docierać coraz bardziej niepokojące wieści natury polityczno - wojskowej. W mieście wyczuwany był wzrost niepokoju wśród mieszkańców, którzy obawiali się wybuchu wojny i jej skutków. Mimo złych wieści białostoczanie mieli jednak nadzieję, że stacjonujące w mieście oddziały wojskowe zagwarantują im bezpieczeństwo. W tym czasie w Białymstoku stacjonował sztab Podlaskiej Brygady Kawalerii pod dowództwem gen. bryg. Ludwika Kmicic- Skrzyńskiego, a w jej składzie znajdował się 10 Pułk Ułanów Litewskich. Piechotę w garnizonie reprezentował 42 Pułk Piechoty im. gen. Jana Henryka Dąbrowskiego („Dzieci Białegostoku"), a ponadto kwaterował tu 14 dywizjon artylerii konnej. W lipcu 1939 wspomniany dywizjon wydzielił jeden działon, który wszedł w skład załogi Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte jako obsługa armaty polowej tzw. „Putiłówki” będącej na uzbrojeniu tej placówli. Podczas walk działo oddało 28 strzałów z tego 27 celnych, niszcząc kilkanaście gniazd karabinów maszynowych usytuowanych w budynkach w Nowym Porcie. Dnia 2 IX po godzinie 16-tej ginie w czasie nalotu jego zamkowy kanonier Władysław Jakubiak.
W myśl dyrektyw marszałka E. Śmigłego-Rydza Białystok znalazł się na zapleczu Samodzielnej Grupy Operacyjnej (SGO) „Narew", która miała obsadzić odcinki północnej flanki obrony polskiej: „Augustów", „Osowieć", „Wizna", „Łomża", „Nowogród", „Ostrołęka". W skład SGO weszły dwie dywizje piechoty (18 DP z 42 pp i 33 DP rezerwowa) oraz dwie brygady kawalerii (Podlaska i Suwalska). Były to siły stanowczo za małe w stosunku do przewidywanych zadań.
Na przełomie marca i kwietnia w Białymstoku nasilono przygotowania do ochrony ludności przed skutkami nalotów bombowych i ataków gazowych. Ludność przysposabiano do samoobrony indywidualnej, prowadzono szkolenia, zaplanowano kopanie rowów i schronów. Powstawały wyspecjalizowane służby: alarmowe, łączności, przeciwpożarowe, ratowniczo-sanitarne i techniczne. Oprócz harcerzy w działania te zaangażowali się przedstawiciele: Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP), Polskiego Czerwonego Krzyża, Związku Zachodniego, Przysposobienia Wojskowego, Związku Rezerwistów i Strzeleckiego, innych jeszcze organizacji. W prasie lokalnej ukazywały się artykuły z instrukcjami zalecającymi racjonalne postępowanie w czasie działań wojennych. Na przykład „Echo Białostockie" pouczało, co robić w wypadku ogłoszenia alarmu lotniczego. Redakcja była przekonana „że w naszym mieście mieszkańcy zdają sobie sprawę z doniosłości ćwiczeń (...) i dowiodą, że są dobrymi zdyscyplinowanymi obywatelami Państwa".
Widoczna była wielka ofiarność wśród mieszkańców, przejawiająca się przede wszystkim w zbiórkach na zakup uzbrojenia dla armii. Na przykład pracownicy Państwowej Fabryki Dykt z Dojlid, zatrudniającej ponad 400 osób, zakupili dla wojska ciężki karabin maszynowy. Pieniądze zbierano na Fundusz Obrony Narodowej (FON) i Fundusz Obrony Morskiej (FOM) oraz deklarowano znaczące kwoty na pożyczki na rozwój sił zbrojnych. Nie zapomniano również o otoczce propagandowej, podejmowano przedsięwzięcia patriotyczne, wykorzystywano w tym celu rocznice i święta narodowe. Na ulicach Białegostoku odbywały się manifestacje i defilady z udziałem wojska oraz organizacji paramilitarnych. Cieszył zwłaszcza liczny udział młodzieży, zanikły waśnie polityczne, nastroje antyniemieckie prezentowała i społeczność żydowska.
W końcu lipca rozpoczęto na szeroką skalę akcję kopania w mieście rowów przeciwlotniczych. Większość z nich miała się znajdować w śródmieściu, w rejonie dwóch dworców kolejowych i koszar. Zalecano nalepianie pasków papieru na szyby okienne, gospodynie przygotowywały suchary, gromadzono zapasy mąki, cukru, soli i nafty.
W przededniu wybuchu wojny w mieście nasiliły się działania szpiegowsko-dywersyjne. W Białymstoku znajdowała się m.in. radiostacja Abwehry i ośrodek zajmujący się rozbudową sieci obserwatorów (Spannungsnetz). W miejscowej parafii ewangelickiej przewagę zyskały osoby popierające hitleryzm. Obowiązywał od 13 maja zakaz odbywania niemieckich zgromadzeń publicznych, natomiast zwlekano z aresztowaniem najbardziej czynnych członków V kolumny.
Od czerwca 1939 roku wywiad niemiecki rozpoczął agitację antypolską również wśród ludności białoruskiej. Zanotowano jednak przypadki szpiegostwa na rzecz III Rzeszy również wśród urzędników polskich. Brak źródeł nie pozwala na określenie wpływów agentów sowieckich (komunistycznych).
W ostatnich dniach sierpnia rozpoczęła się mobilizacja jednostek wojskowych. Dowódca 10 pułku ułanów płk Kazimierz Busler zwrócił się do oficerów: „Winszuję Panom, nadchodzi okazja, że to wszystko, nad czym pracowaliście w czasie pokoju, będziecie mogli zużytkować ku chwale Ojczyzny. Jestem pewien, że jeśli przyjdzie do walki, zdacie egzamin celująco". Mobilizacja przebiegała zgodnie z planami, stawiennictwo rezerwistów określano jako wzorowe, gorzej było z poborem koni i wozów.
l września 1939 roku nad terenami ówczesnego województwa białostockiego przeleciały eskadry niemieckich bombowców, pierwsze bomby spadły w rejonie węzłów komunikacyjnych i koszar wojskowych. Działo się tak między innymi w Białymstoku, Augustowie, Suwałkach, Grodnie. Nastroje mieszkańców określano jako dobre, a poprawiła je wiadomość ogłoszona 3 września o przystąpieniu do wojny Anglii i Francji. Prasa miejscowa donosiła o sukcesach wojsk polskich, nalotach naszych samolotów na Berlin. Prawdziwe okazały się jedynie informacje o wkroczeniu do Prus Wschodnich szwadronów kawalerii wspartych działonami artylerii konnej. Na pierwszej linii obronnej panował względny spokój, do walk doszło jedynie w okolicach Myszyńca i Grajewa. Niestety, niemieckie samoloty bezkarnie bombardowały miasta, linie kolejowe i szosy, kolumny uchodźców, a słabe lotnictwo będące w dyspozycji SGO "Narew" nie było w stanie przeciwdziałać atakom Luftwaffe i w powietrzu niemieckie panowanie było niemal całkowicie absolutne. Nasze samoloty mogły co najwyżej przemykać po polskim niebie wykonując zadania rozpoznawcze i usiłując uniknąć zniszczenia ostatnich maszyn podczas nieustannego przenoszenia ich na inne polowe lotniska. Symbolem tego może być powietrzna walka jaka rozegrała się w dniu 3 września nad Wasilkowem, gdzie polski samolot RWD-14b "Czapla" z 13. Eskadry Obserwacyjnej (przed wojną w 1. Pułku Lotniczym w Warszawie), wykonujący zadanie rozpoznawcze dla Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Narew", podczas przelotu na polowe lotnisko Czerwony Bór, został zaatakowany i zniszczony przez dwa niemieckie myśliwce Messerschmitt. Zginęli wówczas zestrzeleni piloci kpt. obs. Seweryn Łaźniewski i por. pil. Eugeniusz Chojnacki. Ich doczesne szczątki spoczywają w zbiorowej mogile żołnierzy września na cmentarzu miejskim w Białymstoku. *
Dnia 6 września w wyniku tzw. nieporozumienia pod Różanem wojska niemieckie przerwały linię Narwi i ruszyły na Ostrów Mazowiecką, stąd zaś ku przeprawom przez Bug. W dniu następnym kolumny nieprzyjacielskie wyszły również na przedpola Łomży i Nowogrodu. Obrońcy stawili twardy opór, piękną kartę zapisała i ludność cywilna. Okazało się, że największe zagrożenie powstało pod Wizną, gdzie gen. Hans Guderian przeprawiał od 10 września kolejne dywizje z XIX Korpusu Pancernego. Na nic zdało się bohaterstwo załóg schronów, a dowodzący obroną kpt. Władysław Raginis wybrał śmierć niż pójście do niewoli. 18 Dywizja Piechoty nie zdołała w tej sytuacji wydostać się z okrążenia, zakończyła 13 września szlak bojowy pod Andrzejewem. Niemieckie zagony pancerne wzięły kurs na Brześć nad Bugiem, a na kierunek Białegostoku skierowano brygadę rezerwową.
W planach polskich nie przewidziano obrony Białegostoku. A jednak znajdujący się tu oficerowie (ppłk Zygmunt Szafranowski, dowódca Komendy Rejonowej Uzupełnień i zarazem najstarszy wówczas stopniem oficer w Białymstoku oraz kpt. Tadeusz Kosiński) postanowili podjąć walkę korzystając z pododdziałów marszowych i zapasowych oraz grup żołnierzy wycofujących się znad Narwi. Linię obrony Białegostoku oparto o Białostoczek i Pietrasze, gdzie umieszczono ułanów z dwóch szwadronów 2 pułku, na Nowym Mieście rozlokowano batalion wartowniczy nr 32, zaś centrum obrony stanowiły wzgórza Wysokiego Stoczka obsadzone przez batalion marszowy 42. pułku piechoty pod dowództwem por. Ignacego Stachowiaka. Ponadto obrońców miasta wspierały kompania ciężkich karabinów maszynowych oraz jeden pluton artylerii. W sumie szeregi obrońców liczyły około 900 osób.
Kontakt bojowy z wojskami niemieckimi nawiązano 13 września pod Żółtkami, a 15 września w godzinach porannych Niemcy przypuścili szturm na centralny odcinek polskich pozycji w rejonie dzielnic Marczuk i Wysoki Stoczek. Przewaga przeciwnika była druzgocąca. Ciężko ranny został K. Kosiński (grób znajduje się na cmentarzu św. Rocha). Po kilkugodzinnej uporczywej obronie oraz odparciu czterech niemieckich ataków, najpierw dwa szwadrony 2 pułku ułanów grochowskich, a potem i kompanie 42 pp wycofały się ku miastu, by po krótkim odpoczynku odejść wieczorem dalej na wschód w kierunku Wołkowyska. Dowództwo obrony Białegostoku za wszelką cenę usiłowało bowiem uniknąć walk miejskich, gdyż drewniane w większości miasto spłonęłoby od razu, gdyby do nich doszło. Niemcy nie organizowali pościgu. Strona niemiecka, znając ustalenia układu Ribbentrop-Mołotow nie rozwinęła w Białymstoku cywilnych struktur okupacyjnych.
Walki o Białystok opóźniły jego zajęcie tylko o jeden dzień. Pozwoliło to jednak części polskich oddziałów wyrwać się z okrążenia pod Zambrowem, by potem w ramach Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszka Kleberga w dniach od 1 do 5 października stoczyć bitwę pod Kockiem. W tym ostatnim boju polskiego września brali udział także przedstawiciele białostockiego garnizonu: około 120 żołnierzy 42 Pułku Piechoty z ppłk W. Malinowskim, a także kawalerzyści z 10 Pułku Ułanów Litewskich.
17 września 1939 roku Czerwona Armia wkroczyła w granice Polski. Na rozkaz wodza naczelnego gen. E. Rydza-Śmigłego oddziały polskie nie stawiały zbrojnego oporu, niemal bez walk skapitulowało Wilno, natomiast przed dwa dni (20-21 IX) broniło się dzielnie Grodno. Już 21 września pod Białystok nadciągnęły pierwsze oddziały czerwonoarmistów. W dniu następnym Niemcy przekazali miasto Sowietom, w pałacu Branickich zakwaterowało się dowództwo VI Korpusu Kawalerii komdiwa Andrieja Jeremienki z Grupy Konno-Zmechanizowanej komkora Iwana Bołdina. Odbyły się rozmowy, zmieniono flagi na maszcie, odegrano oba hymny. Ulicą Lipową w przeciwnych kierunkach przejechały samochody z żołnierzami.
W mieście wywieszono czerwone sztandary, portrety Stalina i Lenina. Białostoczan dziwił prymitywizm żołnierzy sowieckich, ich ubogie wyposażenie. W powietrzu unosił się wszechobecny zapach dziegciu. Nie doszło jednak do incydentów, w Armii Czerwonej obowiązywał rozkaz przyjaznego odnoszenia się do miejscowej ludności. Jeszcze nie afiszowali swej obecności funkcjonariusze NKWD. Entuzjazm z powodu najeźdźców przejawiały tłumy złożone głównie z mniejszości narodowych.
5 października 1939 roku ustanowiono granice państwowe ZSRR i Niemiec. Białystok i jego mieszkańcy do ostatniego tygodnia czerwca 1941 roku znaleźli się pod okupacją sowiecką. Wnet zaczęły się pierwsze wywózki na Syberię i restrykcję wobec ludności polskiej. Białostoczanie z niepokojem patrzyli w przyszłość, która jawiła się w czarnych barwach i zwiastowała kolejne tragiczne wydarzenia.
Na białostockich cmentarzach: miejskim, wojskowym, farnym i św. Rocha spoczywa w sumie 300 polskich żołnierzy września 1939 r. Większość z nich to zmarli w szpitalach polowych, gdyż do Białegostoku jako węzła komunikacyjnego, zwożono rannych z różnych miejsc walk. Tutaj też wojskowe jednostki ciągnące w głąb Polski zostawiały swoich rannych żołnierzy. Liczba poległych w obronie miasta szacowana jest od kilkunastu do około 100 polskich żołnierzy. **
ks. Aleksander Dobroński, „Drogi Miłosierdzia” nr 1/2010
* Strona polska nie odnotowała szczegółów tej walki. Dowódca 13 eskadry, kpt. obs. Lucjan Fijuth w meldunku z 3 września napisał krótko: Wykonano 2 rozpoznania. W czasie wykonywania pierwszego rozpoznania przez załogę: kpt. obs. Łaźniewski i por. pil. Chojnacki, zostali oni zaatakowani przez Messerschmitty. Załoga spaliła się w powietrzu. Próba przyporządkowania tego zestrzelenia jednej z niemieckich załóg skłania ku wnioskowi, że wydarzenie to mogło mieć miejsce nie 3-go, lecz 6-go września. Tego dnia załoga samolotu He 111 z jednostki bombowej II.(K)/LG 1 w składzie: obserwator Oblt. Joachim Helbig, pilot Fw. Sauer, radiooperatopr Fw. Fischer oraz mechanik pokładowy Uffz. Müller meldowała zestrzelenie koło Wasilkowa ok. godz. 9.30 polskiego samolotu. Podczas wykonywania zadania rozpoznawczo-bombowego Niemcy zauważyli samotny polski samolot, za którym rzucili się w pogoń. Atakując od tyłu ogniem karabinów maszynowych z wieżyczek strzeleckich obserwatora, radiooperatora i mechanika, trafili samolot, który rozbił się obok wsi Studzianki tuż przy Wasilkowie. Obserwator zdążył w kierunku Heinkla oddać tylko kilka niecelnych strzałów. Niemcy rozpoznali swą ofiarę jako Lublin R-XIII, jednak z uwagi na pewne podobieństwo obu maszyn, wydaje się prawdopodobne, że niemieccy lotnicy musieli błędnie rozpoznać typ samolotu. W czasie kampanii wrześniowej w rejonie Wasilkowa rozbił się tylko jeden samolot. Świadkiem całego zajścia była rodzina pana Piotra Czausza. Niestety, świadkowie zdarzenia już nie żyją, ale pan Piotr pamięta, jak jego ojciec wielokrotnie opowiadał, co widział: We wrześniu nad Wasilkowem zauważono dwa samoloty. Jak to mówił tata, "grały w berka", a tak naprawdę to polski samolot starał się urwać niemieckiemu. W związku z tym, iż Niemiec był szybszy, to dopadł naszą załogę. Ponoć było to na niedużej wysokości. Ciotki i mój ojciec bawili się koło domu i kiedy samolot spadł. Bardziej odważna ciotka postanowiła zobaczyć, co się stało. Po dojściu na miejsce, wokół samolotu było czuć paliwo. Tak jak powiedział tata, w samolocie były skulone i spalone zwłoki pilotów. Jeden z nich miał otwarty spadochron. Wiem, że ciotka zabrała jeszcze kilka rzeczy, które były wokół wraku. Niestety po dojściu do domu przestraszyła się i tak to schowała, że do dziś dnia nie można tego znaleźć.
Wojciech Zmyślony, Ostatni lot "Czapli" z 13 eskadry obserwacyjnej, Polishairforce.pl
* Datę 6-go września potwierdza naoczny świadek Zdzisław Wieczorynki. Oto, w jaki sposób relacjonuje tamte chwile: „Byliśmy z kolegami u Edwina i Tadzika Dobrowolskich mieszkających obok Lisiej Góry (okolice obecnej ulicy Kościelnej). Wówczas w tamtym miejscu nie rosły żadne drzewa, było ono porośnięte tylko trawą, jaka mogła rosnąć na suchych gruntach. Dobrowolscy hodowali kozy, które wypasali na Lisiej Górze. Był piękny ranek, bawiliśmy się niedaleko ich domu. Raptem słyszymy warkot samolotów nadlatujących od strony Świętej Wody. Zobaczyliśmy dwa samoloty, które ze sobą walczyły: jeden jednosilnikowy, drugi dwusilnikowy. Zobaczyliśmy jak jeden stara się usiąść na drugiego. Następnie dwusilnikowy wybił się nad samolot jednosilnikowy i widać było, że rzucił jakiś nieduży przedmiot. Słychać było również strzały z karabinu maszynowego. W chwilę później, tuż za szosą naprzeciw Świętej Wody, z ogona jednosilnikowego ukazał się dym. Skręcił nad Lisią Górę, następnie w stronę Żurawki i spadł na zbocze za Żurawką. Myśleliśmy, że był to samolot niemiecki i zaczęliśmy biec w stronę ognia. W tym czasie dwusilnikowy (miał na skrzydłach znaki podobne do szachownicy Polskiej), przeleciał nad nami i posłał serię z karabinu maszynowego. Zakręcił się jeszcze nad płonącym samolotem i odleciał w stronę zachodnią. Później okazało się, że zestrzelony samolot był polski, natomiast dwusilnikowy to „szwab”. Ciała poległych pilotów - kapitana i porucznika – zostały zabrane do Białegostoku.”
Bitwa powietrza nad Wasilkowem 1939 - nowe fakty, Gazeta Wasilkowska nr 91 (2006)
** 11 sierpnia 1987 roku Antoni Malewski zaprosił na Cmentarz Wojskowy w Zwierzyńcu ks. infułata dr. Piotra Maziewskiego, Waldemara Monkiewicza z Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, Kazimierza Kapustę i mnie. Od księdza infułata i pana Kazimierza dowiedzieliśmy się, że do szpitala (lazaretu wojskowego) przy ul. Piwnej (obecnie M. Curie-Skłodowskiej) przywożono we wrześniu 1939 roku rannych i chorych żołnierzy polskich. Dyrektorem szpitala był dr Konrad Fiedorowicz, kapelanem ks. Maziewski, a pracownikiem administracyjnym Niemiec Hugo Lider. Ten ostatni przez kilka dni gromadził w trzech salach zwłoki zmarłych. Układał ich na stosach sięgających do sufitu, łącznie około 70 ciał. Lider chciał ponoć w ten sposób wchodzącym do Białegostoku Niemcom pokazać "polskie porządki”. Dopiero 15 września Fiedorowicz zorientował się w tej dramatycznej sytuacji, zwrócił się wówczas o pomoc do ks. Maziewskiego. Zapadła decyzja, by szybko pochować żołnierzy na pobliskim Cmentarzu Wojskowym. Przywołano Kazimierza Kapustę (seniora), dwóch innych wozaków z platformami (Feliksa Dziedziula i Jana Zapolnego), kilku innych zaufanych mieszkańców Białegostoku. Kapusta zabrał ze sobą synów harcerzy: Kazimierza (juniora), Mieczysława, Stanisława, Tadeusza.
Ciała zmarłych żołnierzy znajdowały się w daleko posuniętym rozkładzie i do ich chowania używano masek, dlatego ich nie zidentyfikowano. Przewożono zmarłych wymienionymi platformami w metalowych i drewnianych trumnach i chowano za pomnikiem na Cmentarzu Wojskowym w dwóch długich rowach. Robiono to w pośpiechu, by zdążyć przed nadejściem Niemców. Na miejscu mogliśmy przekonać się, że zachowała się jedna długa mogiła (słabo zarysowana) z nieznanymi żołnierzami polskimi, pochowanymi 15 września 1939 roku. Sporządzony został protokół, złożyliśmy pod nim podpisy. Byliśmy zgodni, że trzeba ustawić na mogile tablicę pamiątkową, co się stało dzięki wysiłkom i zaradności A. Maleckiego. Ufundowała ją Okręgowa Izba Lekarska.
Czesław Dobroński, Wysoki Stoczek. Reduta to pomnik chwały tych, którzy chcieli podjąć walkę, uratować honor miasta, Poranny.pl