Menu

ZBYSZEK BYŁ INNY…

 

     Urodził się w Białymstoku, tu mieszkał, chodził do szkoły. Tu zaczęła się jego działalność konspiracyjna, tu też przeprowadził najbardziej spektakularną akcję. Mimo to niewielu Białostoczan wie, kim był Zbigniew Rećko.

     Na ul. Drewnianej, ówczesnych obrzeżach miasta, wychowywał go samotnie ojciec – funkcjonariusz policji. Matka opuściła rodzinę, gdy Zbyszek miał siedem lat. Jego ojciec bardzo przeżył rozstanie z żoną, pocieszał go tylko mały synek: „Nie płacz tato, jakoś będziemy oba żyć” – miał powiedzieć. W 1939 r. szesnastoletni młodzieniec uczył się w Gimnazjum Męskim im. Józefa Piłsudskiego. Wojna pokrzyżowała plany, jakie snuł na przyszłość. Ojciec został zmobilizowany i wycofując się wraz ze swoją jednostką przed nacierającym wrogiem przeszedł na terytorium Litwy. Tam został rozbrojony i internowany. Zbyszek został sam. Zaraz po wkroczeniu do Białegostoku Sowieci zaczęli aresztowania członków rodzin byłych policjantów. Postanowił uciekać. Trafił do Warszawy, gdzie podczas jednej z wielu ulicznych łapanek złapali go Niemcy. Wywieziony do pracy w gospodarstwie rolnym w Bawarii mógł doszlifować wyniesioną z domu (uczył go ojciec) i szkoły znajomość języka niemieckiego. Wreszcie uciekł i wrócił do rodzinnego miasta. Była jesień 1941 r. Białymstokiem rządzili już Niemcy.

     Nie wiadomo, jak nawiązał kontakt z konspiracją. Dość, że jego znajomość niemieckiego została doceniona przez jedną z niepodległościowych grup – Bojową Organizację „Wschód”. Został zaprzysiężony jako „Lew” i skierowany w charakterze wywiadowcy do pracy w sklepie mięsnym zaopatrującym niemieckie wojsko – dzięki temu dostarczał informacje na temat aktualnej liczebności sił okupacyjnych w mieście. W tym czasie Gestapo poszukiwało tłumaczy. Został jednym z nich i trafił w samą „paszczę lwa”, do siedziby Gestapo przy Erich Kochstrasse (obecnie: ul. Sienkiewicza). Bardzo przeżywał brutalne przesłuchania, których był świadkiem. Musiał przecież stać u boku gestapowców, którzy katowali jego rodaków, a nieraz i kolegów. Wytrwał, bo wiedział, że tego oczekuje od niego organizacja. Ale tylko czekał na okazję, żeby stamtąd uciec.

     Jesienią 1942 r. białostocka AK poniosła ogromna stratę – Gestapo aresztowało trzech członków sztabu Okręgu. Sąsiadka i sympatia Zbyszka, Aleksandra Strok, która pod pseudonimem „Róża” należała do AK, skontaktowała z nim jednego z oficerów tej organizacji. Zbyszek zgodził się podjąć próbę uwolnienia więźniów. Wiedział już, że będzie musiał uciekać razem z nimi. 31 października w nocy przystąpił do realizacji planu, który sam wymyślił. Strażnikom pełniącym służbę w areszcie podał bimber „wzmocniony” środkami nasennymi. Po dziedzińcu krążyli inni strażnicy. Mimo to ostrożnie wyprowadził więźniów, jednego po drugim i przekazał czekającej w pobliskiej bramie grupie osłonowej. Sam wrócił po jeszcze jedną osobę – łączniczkę AK. Gdy wyszli na ulicę, grupy osłonowej już tam nie było, spłoszył ją przechodzący obok niemiecki patrol. Ruszyli więc we dwójkę, nie mając żadnego planu, żadnej opracowanej trasy ucieczki. Pech chciał, że w okolicy poczty na ul. Warszawskiej zatrzymał ich uzbrojony strażnik pocztowy. Nie było wyjścia, Zbyszek wyciągnął pistolet i oddał strzał, jak się później okazało – śmiertelny. Miało to tragiczne skutki, bowiem w odwecie za ucieczkę i zabicie strażnika Niemcy rozstrzelali w miejscowym więzieniu 25 osób, w tym przyjaciela i siostrzenicę Zbyszka. Ścigany listem gończym ukrywał się, najpierw dzięki matce Strokówny w Białymstoku, a następnie z pomocą AK na terenie powiatu Wysokie Mazowieckie.

     Na pewien czas umieszczono go w Kapicach, w domu państwa Czajkowskich, gdzie poznał córkę gospodarzy – Anię. To była miłość „od pierwszego wejrzenia”. Zbyszka przyjęto do AK, gdzie przybrał nowy pseudonim – „Trzynastka”. Mimo że na co dzień służył w ochronie sztabu Okręgu AK, często zaglądał do nieodległych Kapic. Z każdym dniem był coraz bardziej pewny, że jego miłością jest właśnie Ania. Ze smutkiem rozstał się z Olą, której tak wiele zawdzięczał. Lata 1943–1944 spędził w oddziale Kedywu. Pomiędzy licznymi akcjami nadal regularnie odwiedzał Anię, która także została zaprzysiężona w AK, pod pseudonimem „Plewka”. Gdy na Białostocczyznę wkroczyła Armia Czerwona, zgodnie z rozkazami dowództwa podjął pracę w Zarządzie Lasów w Zambrowie, pod fałszywym nazwiskiem.

     Wydawało się, że wojna już się kończy i można planować dalsze życie. Zbyszek wiązał je z Anią. 11 października 1944 r. stanęli oboje w kościele w Kobylinie. Składali sobie przysięgę „na wieczność” w zniszczonej, częściowo wysadzonej przez okupanta świątyni, która jak się szybko okazało, mogłaby się stać symbolem ich trudnego, rozdartego przez dalsze koleje losu, krótkiego małżeństwa. Nie dane było im długo nacieszyć się sobą. Ojczyzna wzywała. Zbyszkowi organizacja przydzieliła nowe zadania, Ania krążyła po terenie z meldunkami AK jako łączniczka. 7 listopada, kilka tygodni po ślubie, Ania została aresztowana i wywieziona do sowieckiego łagru w Ostaszkowie. Zrozpaczony Zbyszek rzucił się w wir działań konspiracyjnych, zgłaszał się na ochotnika do najniebezpieczniejszych akcji. 21 stycznia 1945 r. razem z kolegą, Marianem Gołaszewskim „Kucharzem”, spotkali na swej drodze oddział NKWD-UB. Próbowali uciekać, ale Sowieci celnie strzelali. Marian padł na miejscu, a ciężko rannego Zbyszka przewieziono do więzienia w Białymstoku.

     Pomimo przestrzelonego płuca i wdającego się zakażenia, odmówiono mu pomocy lekarskiej. Przeszedł ciężkie śledztwo, w czasie którego próbowano go zwerbować do współpracy, żądając wydania komendanta Okręgu AK-AKO Białystok ppłk. Władysława Liniarskiego „Mścisława”. Ponieważ odmawiał, przetrzymywano go w suterenach więzienia, bez spacerów, pryczy i bez kubła na fekalia. Musiał się załatwiać na betonową posadzkę celi, na której tuż obok spał. 7 maja ubecy podjęli jeszcze jedną próbę „złamania” więźnia – urządzili mu sfingowany proces, na którym „skazali” go na karę śmierci. Był już zapewne pogodzony ze śmiercią, gdy dwa dni później więzienie zostało opanowane przez więźniów. Ucieczka! Ledwie żywy, z pomocą współosadzonych, wydostał się z celi i z budynku. Niemal cudem udało mu się dotrzeć do Kapic, do teściów, gdzie przejęła go organizacja. Po dojściu do zdrowia powrócił do konspiracji. Jako jeden z najbardziej zaufanych ludzi komendanta Okręgu WiN Białystok ppłk. Mariana Świtalskiego „Sulimy” wykonywał najniebezpieczniejsze i najbardziej odpowiedzialne zadania.

     31 stycznia 1946 r. do kraju wróciła Ania. A więc jednak! Znów się spotkali! Nie chcieli już się rozstawać, więc Ania dołączyła do Zbyszka i Świtalskiego, zostając łączniczką komendanta Okręgu. Zawsze gdy wracała z pocztą, Zbyszek czekał na nią daleko przed podziemnym schronem, w którym mieli kryjówkę. Nie mógł znieść ani chwili rozstania. A ona czekała na niego, gdy uczestniczył w akcjach zbrojnych. Właśnie jedna z takich akcji miała zakończyć ich krótkie, wspólne życie.

     Jesienią wszyscy wyjechali do Warszawy. Zbyszek wraz z Marianem Armatowiczem „Delfinem” przygotowywali ważną akcję. Żona aresztowanego komendanta Liniarskiego, usiłując doprowadzić do uwolnienia męża, nawiązała zbyt bliskie, niebezpieczne kontakty z funkcjonariuszami UB. Przywłaszczyła także organizacyjne pieniądze, którymi chciała wykupić więzionego. Jako że świetnie znała całą konspiracyjną siatkę, bezpieczeństwo organizacji wisiało „na włosku”. Decyzja mogła zapaść tylko jedna. Prezes obszaru centralnego WiN ppłk Wincenty Kwieciński i jego zastępca ppłk Stanisław Sędziak skazali Liniarską na śmierć. Choć było to szczególnie trudne dla Zbyszka, który dobrze znał skazaną, wraz z Marianem zrobili to, co rozkazali przełożeni – wykonali wyrok. 10 października wieczorem wsiedli obaj do pociągu towarowego i opuścili stolicę. Rano wysiedli na stacji i ruszyli w kierunku Wysokiego Mazowieckiego. Po drodze dopadł ich pluton operacyjny milicji. Nie udało się uciec. Na skraju lasu Zbyszek upadł raniony śmiertelnie serią z automatu. Marian rzekomo zbiegł, ale jak się później okazało, podjął współpracę z UB. Czy zdradził już wcześniej i wprowadził przyjaciela w zasadzkę? Tego nie wiadomo. Zwłoki Zbyszka przewieziono do siedziby UB w Wysokiem Mazowieckiem, gdzie przez trzy dni były wystawione na widok publiczny. Potem zostały pochowane w bezimiennym grobie na miejscowym cmentarzu.

     Gdy Ania dowiedziała się o śmierci męża, chciała natychmiast odnaleźć jego grób. Przyjaciele z konspiracji odwiedli ją od tego pomysłu, ruszyła więc do pracy łączniczki. Brała „w ciemno” każdą misję, byle choć na chwilę zapomnieć. Opuścił ją jednak instynkt, umiejętność wyczuwania niebezpieczeństw, dzięki której zawsze omijała obławy. Wpadła w ręce UB i trafiła do więzienia w Białymstoku, tego samego, do którego dwa lata wcześniej trafił załamany rozstaniem z nią Zbyszek. Została osądzona i skazana na sześć lat więzienia, jednak wyszła na wolność po kilku miesiącach, na mocy amnestii. Jak wspominała później, przez cały czas pobytu w więzieniu trzymał ją przy życiu jedynie plan odnalezienia grobu męża i pochowania go w godny sposób. Dokonała niemożliwego. 10 października 1947 r. ekshumowała zwłoki Zbyszka, a dzień później, w rocznicę jego śmierci, pochowała je na cmentarzu parafialnym w Kobylinie.

     Dziś pani Ania mieszka samotnie w Warszawie. Z zadumą i smutkiem wspomina swoje życie, kolegów i współpracowników z konspiracji, mówi zarówno o ich bohaterskich czynach, jak też o tym, że wielu z nich odwróciło się później od niej i od pamięci o Zbyszku. Po wyjściu z więzienia Liniarski nie mógł bowiem darować organizacji egzekucji swej żony, a jego gniew skupił się na Świtalskim i wykonawcach wyroku. Wzorem swego legendarnego przywódcy duża część byłych żołnierzy AK negatywnie oceniła akcję, która przesłoniła wszystkie wcześniejsze zasługi „Trzynastki”. Lojalność dowódcy stała się ważniejsza od prawdy. Na wspomnienie o Zbyszku twarz pani Ani zawsze się rozjaśnia – „Zbyszek był inny… Inny niż wszyscy” – powtarza.

 

Marcin Zwolski, „Gazeta Współczesna” z dn. 23 lutego 2011 r.

Zbigniew Rećko „Trzynastka” i Zenon Skawski „Szczęsny” w trakcie szkolenia

Bohater, o którym mieliśmy zapomnieć

 

     Już w czasie wojny stał się niewygodny, zarówno dla okupanta, jak i dla swoich – żołnierzy podziemia. Po roku 1945 był uciążliwy także dla komunistów. W latach powojennych jego postać była marginalizowana i dezawuowana nie tylko w oficjalnej historiografii, lecz także w niektórych wspomnieniach żołnierzy konspiracji. Jeśli siłę człowieka można mierzyć liczbą jego nieprzyjaciół, to Zbigniew Rećko „Trzynastka” był prawdziwym mocarzem.

     Urodził się w 1923 roku w Białymstoku. Wychowywał go tylko ojciec – Bolesław, funkcjonariusz Policji Państwowej – bo matka opuściła rodzinę, gdy Zbyszek miał siedem lat. Wyjechała nagle, bez uprzedzenia i pożegnania. Dla ojca Zbyszka to był szok. Po latach wspominał: „Siadłem, bo czułem, że ziemia usuwa mi się spod nóg, traciłem równowagę psychiczną, a nieproszone łzy popłynęły strumieniem. Wtedy podszedł do mnie Zbynio, objął swymi drobnymi rączkami za szyję i powiedział: »Nie płacz, tato, jakoś będziemy obaj żyć«”.

     Ojciec wychowywał go najlepiej, jak umiał. Wymagał solidnego podejścia do nauki, sam dokształcał go w języku niemieckim. Zbyszek był dobrym uczniem. Szczególne zdolności przejawiał w nauce języków, wyróżniał się też w sporcie. Dziewczęta uwodził śpiewem, grą na skrzypcach i fortepianie, choć ze względu na historię z matką podchodził do nich z lekceważeniem, a nawet awersją. Koledzy szkolni wspominali go jako indywidualistę, nieco wyobcowanego. Mówili, że był „trochę narwany”.

     Uczył się w Gimnazjum Męskim im. Józefa Piłsudskiego w Białymstoku. Nie ukończył go, bo wybuchła wojna. W sierpniu 1939 roku ojciec Zbyszka został zmobilizowany i szesnastoletni chłopak został sam. We wrześniu jednostka, w której służył Bolesław Rećko, przeszła na terytorium Litwy, gdzie została rozbrojona, a jej żołnierze internowani. Zbyszek nigdy już nie zobaczył ojca, który przeszedł szlak wojenny jako żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa i wrócił do Polski dopiero po śmierci syna.

     W paszczy lwa

     W kwietniu 1940 roku do domu Rećków wkroczył NKWD, bo właśnie wtedy wywożono do Kazachstanu rodziny policjantów. Zbyszka nie było w domu. Wkrótce potem nielegalnie przekroczył granicę Generalnego Gubernatorstwa i uciekł do Warszawy, do rodziny ojca. Miesiąc później Niemcy zgarnęli go w łapance i trafił do gospodarstwa rolnego w Bawarii na przymusowe roboty. Uciekł po roku, a w listopadzie 1941 roku przedostał się do Białegostoku. W mieście rządzili już Niemcy.

     Szybko okazało się, że koledzy ze szkolnej drużyny harcerskiej działają w konspiracji. W lutym lub marcu 1942 roku Zbyszek został zaprzysiężony w Bojowej Organizacji „Wschód”. Organizacja postanowiła wykorzystać jego świetną znajomość języka niemieckiego. Zaczął pracę w sklepie, który zaopatrywał wojsko niemieckie w mięso. Dzięki Zbyszkowi BOW miała aktualne dane na temat liczebności sił okupacyjnych w Białymstoku. Latem, prawdopodobnie dzięki kontaktom organizacji, rozpoczął pracę jako tłumacz i wartownik w białostockiej siedzibie gestapo. Przyjął pseudonim „Lew”. Szybko zdobył zaufanie Niemców, dzięki czemu dostarczał dowództwu BOW materiałów z przesłuchań więźniów, a uwięzionym przenosił żywność.22 października 1942 roku gestapo aresztowało trzech członków Sztabu Okręgu AK Białystok: mjr. Stefana Fijałkowskiego „Młotka”, mjr. Mariana Świtalskiego „Sulimę” oraz kpt. Stanisława Jacynę „Piłę”. Niemcy nie znali jednak ani ich prawdziwych personaliów, ani funkcji, które pełnili w Polskim Państwie Podziemnym. Komendant Okręgu, ppłk Władysław Liniarski „Mścisław”, postanowił, że należy ich jak najszybciej odbić. Akcją miał pokierować ppor. Edward Jaświłko „Zaremba”.

     Jaświłko dowiedział się, że BOW ma w gestapo swoją wtyczkę. Skierowano go do Aleksandry Strok „Róży” – łączniczki AK, a prywatnie sympatii Zbyszka. Jaświłko i Rećko spotkali się w domu Stroków. „Zarembę”, dla którego było podejrzane to, że dziewiętnastoletni chłopak był agentem w paszczy lwa, dyskretnie ubezpieczali członkowie komórki likwidacyjnej AK. Zbyszek narysował mu plan budynku gestapo i pokazał, gdzie byli osadzeni więźniowie. Powiedział też, że może ich sam wyprowadzić poza mury aresztu. Poprosił jedynie o grupę osłonową AK i samochód do ewakuacji. Jaświłko nie zgodził się od razu. Po prostu nie ufał młodemu konspiratorowi. Po kilku dniach doszedł do wniosku, że nie ma innego wyjścia, ryzyko dalszej zwłoki było bowiem zbyt duże. Wiele wskazuje jednak na to, że nadal miał wątpliwości co do szczerości intencji Zbyszka.

     W nocy z 31 października na 1 listopada Rećko uśpił strażników środkiem nasennym dosypanym do samogonu i wyprowadził kolejno trzech aresztowanych oficerów AK. Trafili oni bez problemów pod osłonę oczekujących żołnierzy, ale dalej nic już nie poszło zgodnie z planem. Chyba że właśnie taki był plan… Zbyszek powrócił do aresztu jeszcze raz, poproszono go bowiem, aby uwolnił też łączniczkę Sztabu Okręgu AK – Kazimierę Horodyńską „Kazię”. Gdy oboje wyszli na ulicę, nikt na nich nie czekał. Ponoć samochód, który miał ich zabrać, zepsuł się, ale wydaje się bardzo prawdopodobne, że Jaświłko wciąż wątpił w lojalność Zbyszka i celowo zmienił sposób i drogę odwrotu. Uwolnieni oficerowie zostali przeprowadzeni pieszo do przygotowanego punktu przerzutowego. Akowcy z grupy osłonowej wycofali się zaś na chwilę za przyuliczne budynki, bo ulicą szedł niemiecki patrol. Tak przynajmniej brzmiała oficjalna wersja. Czy jest możliwe, że Jaświłko zdecydował o pozostawieniu Zbyszka i Kazi samym sobie, aby nie ryzykować dekonspiracji i bezpieczeństwa uwolnionych? Dzisiaj nikt nie jest w stanie tego rozstrzygnąć. W każdym razie tych dwoje uciekało dalej na własną rękę. Gdy na ich drodze stanął uzbrojony strażnik pocztowy, padły strzały. Strażnik zginął. W odwecie za jego śmierć Niemcy rozstrzelali 25 Polaków, w tym przyjaciela i kuzynkę Rećki.

     Zbyszek i Kazia rozdzielili się. Ona ukryła się u znajomej, on pobiegł do domu Stroków. Matka Oleńki, Janina, ukryła chłopaka w chlewie u sąsiada – Feliks Walczak był jedynym, który zgodził się pomóc. Do rana gestapo przeprowadziło u Stroków trzy rewizje, przeszukiwało też posesję Walczaka, ale Zbyszek ocalał. Ukrywał się z pomocą znajomych jeszcze kilka dni, zanim AK zorganizowała mu przerzut za miasto. Dlaczego trwało to tak długo? Czy akowcy nadal mu nie ufali? Może po prostu przeszkodziły im w tym trwające cały czas intensywne poszukiwania gestapo. Ostatecznie Zbyszek znalazł się w terenie, a niedługo potem został przyjęty do AK pod pseudonimem „Trzynastka” i otrzymał przydział do komórki ochrony Sztabu Obszaru Białystok.

     Wśród akowców

     Wreszcie zdobył zaufanie akowców oraz sympatię wielu z nich. Niektórzy uczestnicy akcji uwolnienia więźniów gestapo wciąż jednak patrzyli na niego z niechęcią. Nie ukrywał bowiem żalu, że nikt go nie poinformował o zmianie planu ucieczki, czego skutkiem był incydent z pocztowcem i śmierć wielu Polaków, w tym jego bliskich. Poza tym to na niego spadł niemal cały splendor z powodu udanej operacji, o której było głośno w kraju. Dodatkową zazdrość budził Krzyż Walecznych, który po kilku miesiącach ozdobił pierś zaledwie dwudziestoletniego chłopca.

     W czerwcu 1943 roku „Trzynastka” ukończył konspiracyjną szkołę podchorążych, uzyskał stopień kaprala podchorążego i został przydzielony do okręgowego oddziału Kierownictwa Dywersji. 1 marca 1944 roku objął funkcję zastępcy szefa Kedywu Okręgu AK Białystok, ppor. Tadeusza Westfala „Karasia”. Na początku lipca, po tragicznej śmierci Westfala, pełnił krótko obowiązki szefa Kedywu Okręgu. Potem dowództwo nad oddziałem objął pchor. Zygmunt Stokowski „Oliwa”, a Rećko, jako jego zastępca, wziął udział w akcji „Burza”. Po kilku potyczkach z żandarmerią oraz oddziałami Wehrmachtu, starli się z niemiecką kolumną ewakuacyjną koło wsi Czarnowo-Undy. W trakcie walki Stokowski zginął, dowodzenie przejął Rećko. Niemcy zostali rozbici. Kedyw zdobył dużą ilość broni i uwolnił grupę jeńców sowieckich. Gdy w końcu lipca oddziałowi powierzono ochronę radiostacji Sztabu Okręgu Białystok, dowództwo nad nim przejął mjr Marian Świtalski „Sulima”. W pierwszych dniach sierpnia oddział, otoczony przez frontowe wojska niemieckie, został rozwiązany. „Trzynastka” wraz z „Sulimą” i kilkoma najbliższymi współpracownikami przeczekali przejście frontu w leśnym bunkrze.

     Przeciw Sowietom

     Gdy wyszli, znaleźli się w nowej rzeczywistości – na Białostocczyznę powrócili Sowieci. Zbyszek (pod fałszywym nazwiskiem) podjął pracę w Zarządzie Lasów w Zambrowie. 10 października 1944 roku ożenił się z łączniczką, Anną Czajkowską „Plewką”. Oboje wrócili do konspiracji. Kilka tygodni później Ania została aresztowana i wywieziona do sowieckiego łagru w Ostaszkowie.

     Zbyszek rzucił się w wir działań konspiracyjnych. 10 listopada został awansowany do stopnia podporucznika i po raz drugi odznaczony Krzyżem Walecznych. W grudniu został adiutantem kpt. Ferdynanda Tokarzewskiego „Kruka”, komendanta Obwodu AK Zambrów. Otrzymał też zadanie specjalne. Miał przygotować serię zamachów na najgroźniejszych miejscowych przedstawicieli bezpieki, m.in. ppłk. Ilję Winogradowa, lokalnego szefa sowieckiego kontrwywiadu wojskowego Smiersz (Spiecjalnyje Mietody Rozobłaczenija Szpionow – Specjalne Metody Wykrywania Szpiegów), oraz por. Stanisława Zasztofta, szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Wysokiem Mazowieckiem. Plany pokrzyżowała obława NKWD/UB – 21 stycznia 1945 roku ciężko ranny Rećko trafił do więzienia w rodzinnym Białymstoku.

     Pomimo przestrzelonego płuca i wdającego się zakażenia przeszedł ciężkie śledztwo, w czasie którego próbowano go zwerbować do współpracy, żądając wydania ppłk. Liniarskiego „Mścisława”, komendanta nowo utworzonej organizacji – Armii Krajowej Obywatelskiej. Rećko był przetrzymywany w suterenach więzienia, bez spacerów, pryczy i kubła na nieczystości (potrzeby fizjologiczne załatwiał na betonową posadzkę celi). 7 maja ubecy urządzili mu sfingowany proces, na którym zapadł wyrok śmierci. Zapowiedzieli, że zostanie wykonany za dwa dni, publicznie, przez powieszenie na rynku w Białymstoku. 9 maja, gdy pogodzony ze śmiercią oczekiwał na egzekucję, ogłoszono zakończenie wojny, a funkcjonariusze UB i więzienia hucznie świętowali. Kilku więźniów wykorzystało okazję i zorganizowało ucieczkę. Zbiegło ponad stu, wśród nich Rećko. AKO przerzuciła go do Warszawy, gdzie pod fałszywym nazwiskiem kurował się oraz przeszedł zabieg chirurgiczny. 1 czerwca 1945 roku za całokształt swych zasług został odznaczony Orderem Virtuti Militari V klasy.

     Nierówna walka

     Na Białostocczyznę powrócił jesienią. Został adiutantem i najbardziej zaufanym człowiekiem ppłk. Mariana Świtalskiego, który pod pseudonimem „Juhas” kierował teraz Okręgiem Białystok Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. 31 stycznia 1946 roku z zesłania wróciła Anna Rećko. Szybko dołączyła do grona zebranego wokół ppłk. Świtalskiego i została jego łączniczką. W trakcie kolejnych miesięcy pracowali w konspiracji, ukrywając się w leśnych ziemiankach lub u znajomych gospodarzy. Komendant Okręgu wystąpił do Zarządu Głównego WiN o awans dla Rećki do stopnia porucznika i trzecie odznaczenie Krzyżem Walecznych. „Trzynastka” nie doczekał zatwierdzenia tych wniosków.

     Kolejną akcję miał przeprowadzić w październiku 1946 roku. Żona aresztowanego komendanta Liniarskiego, Irena, nawiązała bardzo bliskie i – z punktu widzenia WiN-u – niebezpieczne kontakty z funkcjonariuszami UB. Przywłaszczyła sobie także część organizacyjnych funduszy. Niektórzy sądzą, że usiłowała wykupić męża. Nawet jeśli rzeczywiście tak było, to jej działania stanowiły zagrożenie dla organizacji. Prezes Obszaru Centralnego WiN, ppłk Wincenty Kwieciński „Głóg”, i jego zastępca, ppłk Stanisław Sędziak „Wiatr”, wydali rozkaz likwidacji Liniarskiej. Niebezpieczną akcję na obcym terenie mógł wykonać tylko najlepszy, najbardziej zaufany człowiek – Rećko. Dobrze zresztą znał Liniarską, bo to w jej mieszkaniu kurował się po ucieczce z więzienia. To miało ułatwić zadanie, ale było też elementem szczególnego dramatu „Trzynastki”. Otrzymał jednak rozkaz, który – jak zawsze – zamierzał wykonać. Ponoć postawił jedynie warunek, że to nie on pociągnie za spust. Do pomocy otrzymał kolegę, Mariana Armatowicza „Delfina”. W pierwszych dniach października Liniarska została zlikwidowana.

     Konspiratorzy wrócili z Warszawy 11 października rano. Wysiedli z pociągu koło Wysokiego Mazowieckiego i ruszyli w kierunku swej bazy. Drogę zastąpił im pluton operacyjny milicji. Ucieczka się nie powiodła, na skraju lasu Zbigniew Rećko został trafiony śmiertelnie serią z broni maszynowej. Armatowicz rzekomo zbiegł, ale później okazało się, że podjął współpracę z UB. Czy zdradził już wcześniej? Czy milicja czekała na nich w ustalonym miejscu? A może właśnie wtedy złapali go i z obawy o życie zgodził się na współpracę? Na te pytania brakuje odpowiedzi. Ciało Rećki przewieziono do siedziby UB w Wysokiem Mazowieckiem. Po kilku dniach Rećkę pochowano w bezimiennym grobie na miejscowym cmentarzu. Rok później, dzięki niezwykłej determinacji i szczęściu, Anna Rećko ekshumowała zwłoki męża i pochowała je na cmentarzu parafialnym w Kobylinie.

     Przywracanie pamięci

     Zbigniew Rećko „Trzynastka” pozostał na wiele lat zapomniany, zepchnięty w cień. Nawet gdy można już było pisać o AK i jej akcjach przeciwko Niemcom, o nim albo milczano, albo przedstawiano go w złym świetle. W iluż to publikacjach występował jako „gestapowiec” lub „volksdeutsch”, który „pomógł” przeprowadzić akcję uwolnienia więźniów gestapo. Także we wspomnieniach i opracowaniach historycznych byłych akowców nie doczekał się należytego upamiętnienia. Białostocka AK chlubiła się głośną akcją z 1942 roku i nie godziła się na oddanie największej w niej zasługi młodemu chłopakowi z BOW. Wielu byłych akowców nie potrafiło też zapomnieć wyroku na Irenie Liniarskiej. Dla nich komendant Liniarski pozostawał legendarnym dowódcą, a wyrok na jego żonie był oceniany jako co najmniej kontrowersyjny. Pewne znaczenie mogły też mieć wpływy w tym środowisku Armatowicza, który dożył sędziwych lat w glorii bohatera i którego świadectwo o byłym koledze nie zawsze było uczciwe.

     O dobre imię męża walczyła nieustannie wdowa – Anna. To dzięki niej Zbigniew Rećko wrócił na właściwe miejsce w historii. W 1996 roku w Białymstoku zawisła tablica przypominająca o akcji uwolnienia więźniów gestapo. W 2009 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył Rećkę pośmiertnie Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W 2011 roku Rećko został patronem jednej z białostockich ulic. Zwykły chłopak z Białegostoku, niezwykły bohater. Teraz już niezapomniany.

 

dr Marcin Zwolski – historyk, pracownik OBEP IPN w Białymstoku, Biuletyn IPN

Od lewej: ppor. Zofia Brulińska ps. "Halina", ppor. Lucyna Czartoryjska ps. "Marta", por. Leszek Modrzejewski ps. "Świst", ppor. Rećko Zbigniew ps. "13".

      REĆKO ZBIGNIEW (1923–1946) „Lew”, „Trzynastka”, porucznik.

     Od II 1942 r. wywiadowca Bojowej Organizacji "Wschód", w nocy 31 X/1 XI 1942 r. wyprowadza z aresztu Gestapo trzech członków sztabu i łączniczkę Okręgu AK Białystok. Od końca 1942 r. w AK, członek komórki ochrony sztabu Okręgu AK Białystok. W VI 1943 r. kończy konspiracyjną szkołę podchorążych; przydzielony do Kedywu, od 1 III 1944 r. zastępca szefa Kedywu Okręgu AK Białystok ppor. Tadeusza Westfala „Karasia”, bierze udział w wielu akcjach likwidacyjnych i walkach z okupantem, na początku VII 1944 r. po śmierci Westfala pełni obowiązki szefa Kedywu Okręgu AK Białystok. Latem 1944 r. wraz z oddziałem Kedywu pchor. Zygmunta Stokowskiego „Oliwy” bierze udział w akcji „Burza” na terenie Obwodu AK Zambrów, walczy m.in. w potyczkach koło wsi Czarnowo–Undy oraz pod Wyknem.Od XII 1944 r. adiutant komendanta Obwodu AK Zambrów kpt. Ferdynanda Tokarzewskiego „Kruka”. Zatrzymany 21 I 1945 r. przez Grupę Operacyjną NKWD–UB, ranny w płuca, osadzony w Więzieniu Karno-Śledczym w Białymstoku. 9 V 1945 ucieka w zbiorowej ucieczce więźniów. 1 VI 1945 r. odznaczony Orderem Virtuti Militari V klasy. Na przełomie 1945/1946 r. mianowany adiutantem komendanta Okręgu WiN Białystok ppłk. Mariana Świtalskiego „Sulimy”, jeden z jego najbardziej zaufanych współpracowników, członek osobistej ochrony i grupy dyspozycyjnej. 11 X 1946 r. zginął w walce z plutonem operacyjnym MO koło wsi Plewki, w okolicach Wysokiego Mazowieckiego. Odznaczony m.in. Orderem Virtuti Militari V klasy (1945), Krzyżem Walecznych (dwukrotnie: 1943 i 1944 r.), pośmiertnie Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski (2009 r.).

Grób por. Zbigniewa Rećki na cmentarzu w Kobylinie-Borzymach

Zegar

Święta

Wtorek, I Tydzień Adwentu
Rok C, I
Wspomnienie św. Franciszka Ksawerego, prezb.

Licznik

Liczba wyświetleń strony:
24685